Langwederskie wino |
Wirgard siedział przy biurku i odpieczętowywał butelkę wina.
Darrel stał w kącie i spokojnie czekał, aż lord skończy i sam zacznie rozmowę.
W końcu, gdy pan na zamku Hus nalał sobie wina do złoconej karafki, i pociągnął
z niej solidnego łyka, Darrel został zaszczycony chłodnym pytaniem
-Znasz Rhuji Taskam ?
Darrel doskonale znał tę nazwę. Była to organizacja która z
największym zapamiętaniem, podczas Wypędzenia, tępiła innorasowców, i właśnie w
tym celu została założona. Jako iż Trzech Bogów Kontynentu-Geldria, Szywarius i
Barnasiach byli ludźmi, Rhuji Taskam stwierdziło że rasy odmienne od ludzkiej
zostały stworzone przez pomyłkę. Podobno założyciel Rhuji miał sen jakoby
ukazała się w nim Geldria nawołująca do tępienia „brudu pozostałego po
tworzeniu ludzi”. Sam Darrel uważał, że założyciel wymyślił ową historię, i
posłużył się nią jako pretekst do stworzenia organizacji. Obecnie zakon
zajmował się tropieniem innych ras, miał także prawo do rutynowych kontroli
domów bez ich ostrzeżenia. Mimo że w przeszłości byli groźni, teraz zamienili
się w grupę upierdliwych fanatyków widzących w każdym nowoprzybyłym zagrożenie,
i nawet ludzie którzy kiedyś ich popierali teraz podzielali opinię ogółu.
-Gdybym miał wrzód na tyłku, nosiłby imię tej organizacji-odpowiedział
Darrel.
Skrytobójca zawsze przebywając w większym mieście musiał
unikać na ulicy owych osobników, bo zwykli byli atakować każdą osobę, która
miała zasłoniętą twarz. Plusem było to, że charakterystyczna fioletowa szata w
którą się ubierali bardzo rzucała się w oczy, i Darrel nie wchodził na ulicę,
po której przemierzali członkowie Taskam.
-Dzisiaj dwójka członków Rhuji Taskam śmiała podnieść na
mnie rękę. Pojmaliśmy tamtego maga, a przez twoją niezręczność nie zyskaliśmy
kobiety, która zepewne byłaby cennym więźniem…
Skrytobójca przemilczał fakt, że gdyby jej wtedy nie rzucił
zamachowczyni sztyletem, to Wirgard a nie ona leżałby martwy w kałuży krwi. Z
lordem lepiej było się nie dochodzić.
-…zaś pojmany przywrócił sobie usta usunięte magią, gdy moi
ludzie go do tego przekonali.
Darrel wolał nie myśleć jak kaci Wirgarda przekonali
nieszczęsnego maga do otwarcia ust. Mimo że Wirgard był skąpcem, jeśli chodzi o
zamek, to sala tortur była miejscem na który wyłożył solidną sumę pieniędzy. Prawdopodobnie
w całej Langwederii nie ma bogatszego miejsca kaźni niż na lordowskim zamku.
-Wyznał że jest jednym z członków Rhuji Taskan…
To tłumaczy tę
beznadziejnie zaplanowaną próbę zamachu- pomyślał Darrel
-…którzy uważają, że daję schronienie innorasowcom, którzy
pomagają mi w planach władania całą Langwederią…
No proszę, choć raz
trafili bezbłędnie.
-Postanowili za kwaterę tymczasową obrać sobie zamek
królewski. Nasz miłościwy król-słowa te były przesycone jadem-prosi o przyjazd
do stolicy, w celu wyjaśnienia zarzutów mi stawianych.
-Nie ufa ci, panie ?-Powszechnie było wiadome, że król
Castor i lord Wirgard są najlepszymi przyjaciółmi. Cóż, chyba z tylko
perspektywy króla , a lord podtrzymywał ową relację. Darrel wiedział, że gdyby
jego zleceniodawca miał okazję, to pchnąłby nożem króla i zasiadł na tronie bez
żadnych skrupułów. Ale dochodziły do tego jeszcze kwestie polityczne, prawne, dziedziczne i finansowe. Za wcześnie
było na jakiekolwiek kroki w stronę władzy królewskiej.
-W liście napisał że nie posądza mnie o to-mruknął, i napił wina
z karafki-ale nie może wyrzucić tego motłochu z zamku. Bo prawo tego zakazuje.
Po minie Wirgarda, Darrel wywnioskował że gdyby on sam był
na miejscu władcy kazałby ich wszystkich ponabijać na pale i wystawić na
pożarcie wronom.
-Tak więc postanowiłem, że jutro wyjeżdżam do stolicy. Razem
z kapitan, medykiem, najstarszą córką i świtą. Dołączysz do nas, jako mój
kuzyn. Zapewni ci to ciągłą obecność przy mojej osobie i dostęp do części zamku
niedostępnych dla doradcy. Musisz znaleźć dowody potwierdzające używanie magii
przez tych głupców.
-A ten człowiek ?
-Mimo że mnie zaatakowali, rozkazałem go zabrać do Sali
tortur, co jest nielegalne wobec członków Rhuji, nawet tych zamachowców.
Stawiłoby mnie to w niewygodnym świetle-Wirgard pociągnął solidny łyk ze
szklanicy-Trzeba zniszczyć tę organizację. Mój przyszły tron musi być wolny od
wszelkich skażeń. Nie może być nawet jednej wątpliwości, że zasługuję na miano
króla Langwederii.
-Panie, jest jeszcze jedna sprawa…
Wirgard uniósł brwi w górę
-Jaka ?
-Mój wygląd. Na kolacji nie było tego widać, bo panował
półmrok, ale jeśli ktokolwiek spojrzy mi w oczy od razu dowie się kim jestem.
To lekko utrudniałoby dochodzenie, nieprawdaż?-Darrela zastanawiało jakie
Wirgard znajdzie rozwiązanie dla tej sytuacji. Wątpił, by lord nie zastanawiał
się nad tym wcześniej, bo była to dość istotna sprawa.
Wirgard dolał sobie wina
-Zamkowy medyk ostatnio wynalazł ciekawą substancję. Nie
rozpuszcza się w oku i nie utrudnia widzenia. On zapozna cię ze szczegółami.
-Kwas wynalazł coś takiego ?-Darrel był zdumiony. Kwas umiał
robić i wynajdywać mikstury, to Darrel wiedział, ale nigdy nie wynalazł czegoś
przydatnego. Zawsze zajmował się, jak to Emilia określiła, pierdołami.
-Jest stary i durny, ale ma talent. I dlatego pozwalam mu
przebywać na moim zamku. Pomimo szkód które codziennie wywołuje. A teraz idź
już. Znużyła mnie rozmowa z tobą-przegonił Darrela machnięciem ręki.
Skrytobójca pokłonił się, po czym opuścił gabinet. Prawdę
mówiąc cieszył się z wyjazdu do stolicy, pomimo tego że czekała go tam naprawdę
trudna misja-zniszczenie całej organizacji, która pomimo bycia bandą szalonych
fanatyków, pozostawała silna i miała wysoką pozycję społeczną. W stolicy mieszkają
jego znajomi, z którymi nie widział się od przeszło dwóch lat. I, jeśli
substancja Kwasa była prawdziwa, to nie będzie musiał przejmować się swoim
wyglądem w podróżach po mieście. A to dawało mu tyle możliwości ! Nawet
przekupywanie strażników będzie łatwiejsze.
Nagła myśl sprawiła, że Darrel niemal się zatrzymał. Musi ją
odwiedzić. Nie był u niej już od miesiąca, a przebywanie w domu samej na pewno
jej się dłuży. Darrel stwierdził, że będzie musiał wyjść w nocy, (żeby go nie
zauważono) co lekko komplikowało jego plany dotyczące pakowania się. Chyba
że Darrel zdąży spakować się jutro. Ale
na razie musiał odwiedzić Kwasa. Miał nadzieję, że alchemik nie zasnął-a nawet
jeśli to Darrel tym razem się nie podda i nie odejdzie, póki go nie obudzi.
***
Emilia Wasary czujnym wzrokiem obserwowała przygotowania do
wyjazdu. Lord zleciwszy jej dobranie strażników z którymi wyjedzie w podróż,
nawet nie miał pojęcia w jaki stres wpędzi dziewczynę. Cały wieczór przeglądała
listę swoich podwładnych, i znalazła może pięciu na tyle dobrych, by powierzyć
życie pana zamku w ich ręce. Emilia zastanawiała się, czy być może miała za
wysokie wymagania co do predyspozycji kandydatów, co tylko wpędzało ją w
jeszcze większe podenerwowanie i sprawiało, że ciągle od nowa czytała listę
gwardzistów zamkowych.
W końcu dała sobie z tym spokój, i, żeby choć trochę
odetchnąć od listy kandydatów, poszła nadzorować przygotowania zwalniając tym
samym z obowiązku sierżanta Juliusa. Wreszcie, gdy ostatni z pakunków został
umiejscowiony na wozie, kurier gwardyjski przyszedł do niej ze zwitkiem papieru
w rękach. Emilia wiedziała, że Thomas był jedynym kurierem i wyruszył z
wiadomością dla lorda, dlatego na czas jego nieobecności wyznaczyła zastępcę.
-Kapitanie.-Zasalutował jej- Lord wyznaczył trasę przejazdu
do Werdii. Prosi też o jak najszybsze zaakceptowanie wytycznych.
Emilia oderwała wzrok od wozu i spojrzała na gwardzistę.
-Podaj, żołnierzu-gdy strażnik podał jej mapę, Emila
odesłała go skinieniem głowy. Posłaniec znów zasalutował i oddalił się
pośpiesznie. Pani kapitan zauważyła, że wydawał się wyjątkowo zaabsorbowany
swoją pracą, a to znaczy że można było na nim polegać. W myśli dodała go do
swojej listy. Pani kapitan zauważyła, że niedługo wybije północ, więc szybko
podniosła się z kamienia, na którym siedziała i weszła do zamku. Musiała
przyznać że nagła decyzja o wyjeździe lorda, podjęta wieczorem zaskoczyła
zarówno ją, jak i resztę personelu zamkowego- dlatego wszyscy byli na nogach i
przygotowywali wszystko na jutrzejszy wyjazd, inaczej o tej porze większość z
nich spałaby.
Postanowiła przejrzeć mapę lorda i wyznaczyć trasę, tak więc
zasiadła do biurka w swoim pokoju i rozwinęła papier. Lord czerwonym atramentem
zaznaczył miasta, które koniecznie muszą odwiedzić. Była ich piątka, i patrząc
na nie, Emilia zrozumiała tak szybką decyzję o wyjeździe. Jeśli nie wyruszyliby
jutro z rana, prawdopodobnie nie zdążyliby na czas do stolicy( jako iż istniało
niepisane prawo mówiące o tym, że szlachcic wezwany przez króla ma dwa tygodnie
na stawienie się na miejscu). A powozy, zwłaszcza te z zaopatrzeniem
podróżowały strasznie długo.
Wiedząc o ich położeniu, zaczęła sprawdzać ukształtowanie
terenu i stan dróg prowadzących do miast. Ale nagle jej oczy znieruchomiały,
gdy popatrzyła na trzecie miasto na ich trasie. Gotham.
Cholera, Darrel. Zagryzła usta. Czy skrytobójca wiedział, że
będą przejeżdżać przez akurat to miasto ? Właściwie, to nie było nawet miasto.
To była ruina. Dlaczego lord chce przejeżdżać przez tę ruinę ? Przecież nie
został tam nawet kamień na kamieniu, co każdy dobrze wiedział. Gotham było
miastem duchów, od czasów gdy trzynaście lat temu armie królewskie spaliły
edmońskie miasto i wymordowały mieszkańców. Więc dlaczego władca…?
Nie. Emilia zatrzymała ten potok w swojej głowie. Była pewna
że lord miał swoje powody dla których chce się tam udać i nie jest jej sprawą
kwestionowanie tej decyzji. Dostała rozkazy, wykona je.
Pani kapitan zabrała się do pracy, przysięgając jednak w
duchu że uprzedzi Darrela. Każdy wcześniej chciałby wiedzieć o odwiedzinach na
grobie swoich bliskich. Zwłaszcza, że byłby to zbiorowy grobowiec całego
miasta.
***
-Kwas, może jednak to zły pomysł ?-wyraził swą wątpliwość
Darrel, kiedy stary alchemik zbliżał się do niego z aplikantem nasączonym
niebieskim płynem.
Sam Darrel siedział na krześle postawionym w gabinecie
alchemika, z głową odchyloną do tyłu. Coraz mniej podobała mu się wizja Kwasa
ze strzykawką wycelowaną w Darrelowe oko. Nagle przed oczami stanęła mu wizja
medyka, który zbyt nisko pochyla igłę i wbija mu ją w źrenice. To sprawiło ze
Darrel wyprostował się gwałtownie, w idealnym momencie, żeby stuknąć głową o
alchemika. Ten wytrącony z równowagi wbił igłę w dłoń „pacjenta”.
-Kwas, ty durniu !-wysyczał Darrel, obserwując jak niebieska
substancja zabarwia jego dłoń na granatowo.
Alchemik potarł się w bolące czoło i popatrzył na pustą
strzykawkę tak, jakby właśnie stracił dziecko.
-Zniszczyłeś moje dzieło !
-Popatrz na moją rękę !-Darrel był wściekły. Jakby nie dość
że musiał kamuflować sobie całą twarz, to dochodziła do tego jeszcze
ręka-zejdzie to chociaż ?
-Nie wiem-Kwas wyglądał jakby był na granicy płaczu-nie
wsadzałem sobie tego w skórę…moje dziecko…jedyne dziecko…
-Nie masz dodatkowych płynów ?-Darrel się zaniepokoił.
Przecież jego obecność na salonach była głównym punktem planu Wirgarda.
-Ale nie niebieskiego- wyszlochał, i smarknął sobie w rękaw
togi
Darrela poczuł ulgę, a jednocześnie naszła go nagła ochota
na uduszenie Kwasa
-To dawaj to drugie-wyburczał, wpatrując się podejrzliwie w
rękę-tak w ogóle, to to nie jest trujące ?
Alchemik podszedł smętnym krokiem do gabloty z płynami,
ignorując pytanie Darrela
-Niebieski najbardziej by ci pasował-smęcił, preparując nową dawkę-a teraz został mi jedynie zielony.
Darrelowi było obojętne, jaki kolor będą miały jego oczy.
Ważne tylko, żeby nie były żółte, jak dotychczas. W końcu substancja była
gotowa, i Kwas, tym razem bez przeszkód
wlał w oko skrytobójcy zielony płyn. Przez cały ten proces Darrel, jako iż
panicznie bał się strzykawek, miał różne wizje igły wbitej w swoją gałkę oczną,
i substancji wyżerającej mu białko w oku. W końcu alchemik skończył, co Darrel
powitał z niezakłamaną ulgą i westchnął ciężko.
-Kiedy to zejdzie ?-Spytał z ciekawością. Płyn na jego
tęczówce nie przeszkadzał mu w widzeniu, ale sprawiał że cały świat miał lekko
zielonawe zabarwienie.
-Jak sam zdejmiesz to palcami, albo otworzysz oczy pod wodą-
powiedział. Widocznie humor mu się poprawił-wyglądasz jak książątko-smarknął z
rozczuleniem. Tak się zagapił na Darrela, że ręka osunęła mu się do wywaru z
żrącym kwasem. Alchemik odskoczył z sykiem od kotła, który przy okazji wywalił.
Darrel wzdrygnął się, i opuścił gabinet, pozostawiając
klnącego Kwasa, z no cóż, z kwasem. Skrytobójca przypomniał sobie o swoich
planach odwiedzin Osoby, więc poszedł do swojego pokoju i zabarykadował drzwi
zasuwką. To powinno odgonić niechcianych gości, przynajmniej na parę godzin. A
droga stąd do miasteczka na piechotę zajmowała dla Darrela piętnaście minut.
Spokojnie zdąży.
Otworzył drugie tajne przejście. Otwierało się na suficie, i
była to raczej ukryta klapa, niż sekretne przejście. Wchodziło się, wysuwając
drabinkę i wychodziło się na dach „kominem” który prawdopodobnie był postawiony
tu tylko dla kamuflażu. Spojrzał na miasteczko w dole. Leżało u podnóża skał,
na których wybudowany był zamek. Darrel zawsze schodził właśnie po nich, i
zsuwał się na dom jakiegoś bogatego mieszczanina. Uśmiechnął się-wspinaczka
zawsze poprawiała mu humor.
Piętnaście minut później stał przed domem Cildy Roupher.
Była to kobieta około pięćdziesiątki, i nic nie wyróżniało ją z otoczenia,
dzięki czemu była idealną współpracownicą skrytobójcy. Cilda pełniła rolę kogoś
w rodzaju strażnika bramy, choć przez ową bramę przepuszczała tylko Darrela.
Sam dom przylegał do skały, i mieścił się w średnio zamożnej części miasta,
dzięki czemu nic nie przykuwało uwagi strażników-ot, starsza kobieta i dom.
Prawdę powiedziawszy, gdyby ktokolwiek z nich odkrył co Cilda, a raczej kogo,
trzyma w mieszkaniu, byliby ustawieni do końca życia.
Darrel starannie obserwował dzielnicę, sprawdzając czy
nikogo nie ma na ulicy, po czym podszedł do drzwi i spokojnie zapukał kołatką
trzy razy, zachowując przy każdym uderzeniu dwusekundowy odstęp. Skrytobójca z
Cildą już dawno ustalił, że nie będzie wchodził oknami i to był jeden z
warunków współpracy. Kobieta uwielbiała swoje pelargonie, i najprawdopodobniej
dostałaby apopleksji gdyby Darrel wchodząc przez okno zniszczył chociaż jeden z
jej cennych kwiatów.
W końcu drzwi otworzyły się i w progu stanęła zaspana
kobieta, która nie pytając o nic wpuściła Darrela do środka, i zamknęła za nim
drzwi.
-Dawno cię nie było-oznajmiła zaspanym tonem- mała już
zaczęła się niepokoić.
-Jak się czuje ?-Darrel zszedł razem z nią do piwnicy. W
domu wszędzie były kwiaty. Można by pomyśleć że zamiast do domu, weszło się do
oranżerii. Miała nawet dwa małe kanarki, który skakały po roślinach i wydawały
z siebie melodyjne dźwięki, które bardzo irytowały Darrela. Zawsze gdy wchodził
do domu miał cichą nadzieję, że ptaszki zdechły. I zawsze spotykał go ten sam
zawód.
-Dobrze, choć dzieciom w jej wieku przydałoby się trochę
słońca-kobieta zapaliła lampkę gazową w pomieszczeniu z winami-i brakuje jej
trochę książek. Moje już przeczytała.
Kobieta podeszła do kamiennej ściany piwnicy i wyjęła z niej
lekko wystającą cegłę, po czym sięgnęła do powstałego otworu i pociągnęła za
dźwignię w nim ukrytą. Miała tylko parę sekund na zabranie ręki, zanim cegły
zaczęły się odsuwać tworząc wyrwę w ścianie, wysokości dorosłego człowieka, i
ukazującą drzwi prowadzące do ukrytego skrzydła domu. Cilda otworzyła drzwi
kluczykiem.
Ten dom, jeszcze przed Wypędzeniem zamieszkiwała jakaś
sullijska rodzina hodująca Kropelki, wyjątkowo mocne langwederskie narkotyki.
Podczas Wypędzenia rodzina została zabita, a potem sprzedano dom na aukcji.
Kupiła go wtedy matka Cildy i wprowadziła się wraz z córką do domu, nie mając
pojęcia o ukrytych pomieszczeniach. Podczas zabaw Cilda znalazła owo przejście
, ale zachowała go w sekrecie przed matką, która niedługo potem zmarła na
rzeżączkę. Cilda nie miała się z czego utrzymywać, i zapewne „wyszłaby na
ulicę” gdyby nie spotkała dwunastoletniego Darrela ze swoją nowonarodzoną
siostrą. Mimo, że chłopiec dostał posadę na zamku, to Wirgard już na wstępie
oznajmił że każdego Darrelowego
„przyjaciela” (czyli osobę innej rasy niż ludzka) wyda w ręce władz.
Chłopiec zaproponował dziewczynie układ, na mocy którego miała opiekować się
jego siostrą, a w zamian będzie jej podsyłał pieniądze w każdy miesiąc .
Później kobieta znalazła pracę jako kwiaciarka, ale nie zerwała
układu-pokochała dziewczynkę jak własne dziecko, a Darrela polubiła. Poza tym
,trzeba było przyznać że Cildę nie stać by było na połowę tej bogatej
oranżerii, gdyby nie pieniądze otrzymane od skrytobójcy.
Ledwo Darrel przekroczył próg dzielący piwnicę i ukryte
pokoje, a już zauważył małą, drobną czarnowłosą istotkę z radosnym krzykiem
biegnącą mu na spotkanie.
-Darrel !-pisnęła ucieszona, gdy z całej siły przycisnęła
się do jego brzucha-Tęskniłam za tobą !
-Nianny- wystękał stłumionym głosem. Miała dużo siły, jak na
chudą dziesięciolatkę-dusisz mnie
-Oj-oderwała się od brata, i złapała go za rękę, prowadząc
do pokoju w którym było jaśniej-Cilda mówiła, że przyjdziesz i czekałam i
czekałam, i Cilda powiedziała że minął już miesiąc , i ciebie ciągle nie ma i
się zaczęłam trochę bać, ale Cilda mówi „nie martw się, twojemu bratu nic nie
jest”, i ciągle czekam i czekam…aż jesteś ! A co ci się stało w rękę ?
- To magiczna ręka-zażartował, choć ciągle był zły na Kwasa,
mimo że dobrze wiedział iż to jego wina, bo podniósł się, gdy alchemik nad nim
stał. Ale Darrel od zawsze panicznie bał się igieł. Na samą myśl o nich
wzdrygał się gwałtownie.
-A co robi magicznego ?-spojrzała na jego rękę zafascynowana
-Jest niebieska-Darrel zaśmiał się, i siadł na kanapie.
Nianny wgramoliła się
koło niego. Teraz, kiedy było lepsze światło, zauważył że Nianny rzeczywiście
jest blada-nie blada na emoński sposób (bo każdy edmon był blady), ale
blado-szara, z wyraźnym niedoborem słońca. Wcześniej Nianny wychodziła na
podwórko na tył domu Cildy, ale od czasu gdy do opuszczonego domu (zasłaniającego
podwórko Cildy przed innymi ludźmi) wprowadzili się domownicy, nawet tego
Nianny nie mogła dostać. Darrelowi zrobiło się żal siostry-trzymał ją tu jak
zwierzątko w klatce, ale było to jedyne bezpieczne miejsce jakie znał.
Edmonowie wyginęli, nie było ich już nigdzie, dlatego twarz Nianny była bardzo
charakterystyczna. Już nawet nie chodziło o żółte oczy, ani o rysy kości
policzkowych czy specyficzną linię nosa, ale o uszy-edmońskie uszy były bardzo
długie i cienkie. Uszy Darrela zostały poddane operacji i wycięte zostały tak,
żeby przypominały uszy ludzkie. Niestety, Darrel nie mógłby wtajemniczyć
nikogo, więc sam musiałby obciąć uszy siostrze. Bez morfiny. Scyzorykiem. Nie
miał serca tego zrobić.
-Da !-Zawsze nazywała go ‘Da’. Darrel nauczył ją skróconej
wersji swojego imienia, gdy była za mała żeby zapamiętać całość. I tak już
zostało -czemu masz inne oczy ?- Obserwowała go uważnie.
-To taki plan-powiedział Darrel z półuśmiechem-staram się
wyglądać jak najbardziej przyjacielsko.
-Ale ci to nie wychodzi-burknęła Cilda, wnosząc herbatę do
pokoju, i nalała rodzeństwu po kubku.
-Już wyglądasz przyjacielsko, bez tych dziwnych
oczu-przekrzywiła głowę jak mały piesek-chcesz wyglądać jak ludź ?
-Człowiek-poprawił ją Darrel. Westchnął ciężko-Nianny, jutro
wyjeżdżam do stolicy. Nie będzie mnie ładny miesiąc, może więcej zależy na ile
tam zostaniemy.
Wargi Nianny zadrżały, tak jakby miała się zaraz rozpłakać.
Darrel czuł się jak potwór. Nie odwiedzał siostry od ponad miesiąca, a teraz
przyjechał na krótko oznajmić że znów nie będzie go miesiąc. Najgorsze było to,
że dziewczynka prócz Cildy nie miała z kim rozmawiać, a i kobieta musiała iść i
przez większość dnia pracować w kwiaciarni, więc dla niej czas okropnie się
dłużył.
-Nie płacz-pogłaskał ją po głowie. Przytuliła się do
niego-obiecuję, że kupię ci bardzo dużo książek w stolicy. Wykupię
bibliotekę-uśmiechnął się do niej wesoło- i jak wrócę to pójdziemy na spacer.
Znów spojrzała na niego jak mały piesek. Zawsze miała wzrok
jak małe zwierzątko, niewinne i rozczulające.
-Spacer ?-szepnęła z nadzieją
-Spacer-potwierdził
-A jak ktoś zobaczy ?-powątpiewała
-Wtedy skończy z nożem w głowie-zażartował, choć pewnie
gdyby naprawdę ktoś ich rozpoznał, to rzeczywiście skończyłby martwy w rowie.
-Darrel-pisnęła i roześmiała się. Rzuciła w niego poduszką,
przed którą łatwo się uchylił.
Skrytobójca pomyślał że jeśli tak dalej pójdzie, to
przesiedzi tu całą noc, więc wstał.
-Cilda, zapłacę ci za przyszły miesiąc jak wrócę, dobrze
?-Spojrzał w stronę kobiety, która dotychczas siedziała w fotelu i obierała
jabłka . Skinęła głową- Idę już, mała- pokosturzył włosy dziewczynce, która
spojrzała na niego z obrażoną miną. Spojrzał na zegarek. Piąta rano, a on nawet
się nie spakował. Świetnie. Już widział zachwyconą minę Emilii
***
-Piąta rano, a ty się jeszcze nie spakowałeś ?!
Mówiłem.
-Nie mogę się spakować-wyjaśnił jej rozpaczliwym głosem
Darrel, omiatając spojrzeniem cały swój pokój zabałaganiony różnymi ciuchami,
amunicją, fiolkami, nożami i innymi jego przedmiotami-to wszystko jest mi
potrzebne.
Widocznie miał bardzo nieszczęśliwą minę, bo Emilia
parsknęła śmiechem. Wredna istota.
-Na pewno nie jest ci potrzebne to-oznajmiła szturchając
czubkiem kapitańskiego buta maskę teatralną- albo to-wskazała na „Zbiór Poezji
Fidiausza”.
-Potrzebne-jęknął Darrel-co jeśli będę mieć misję w teatrze,
a ta maska okaże się niezbędna ? Albo poezja, jeśli będę musiał grać rolę
inteligentnego kuzyna, to skąd będę wiedział co powiedzieć ?
Emila zmarkotniała. Nienawidziła słuchać o jego misjach, co
Darrel dobrze wiedział.
-Wiesz dobrze że nie jest ci to potrzebne. Jedziemy tylko na
miesiąc. Weź miecz, parę sztyletów, tę kuszę od Kwasa i noże do rzucania. Eliksiry
na miejscu on ci zrobi.
Nigdy nie nazywała trucizn Darrela eliksirami, co go bawiło
i lekko wyprowadziło z dołka emocjonalnego.
W końcu, po godzinie kłócenia się, wyrywana sobie przedmiotów z rąk i
narzekaniu Emilii na sentymentalność Darrela w końcu ustalili co trzeba zabrać
i z powsadzali to do walizek. Pani kapitan dostała szału, gdy zobaczyła że
Darrel chce w jej walizce (którą przyniosła ze sobą, bo już wszyscy się
zbierali i tylko „królewskiego kuzyna” nigdzie nie było widać, więc poszła go
poszukać) przeszmuglować parę dysków do rzucania i klatkę dla szczura Mariusza
(którego wcześniej Darrel ganiał po zamku żeby go do tej klatki wsadzić), wraz
ze szczurem w środku. (Sama nie wiedziała jak Darrel upchnął to wszystko, gdy
tylko się odwróciła, ale już przyzwyczaiła się do nadzwyczajnych "umiejętności" Darrela). Wreszcie postanowili że klatkę
z Mariuszem skrytobójca będzie niósł, bo
Emilia nienawidziła gryzoni, a plecak z pożywieniem dla Darrela, kapitan weźmie
ze sobą.
Tak więc minęła im godzina, i już mieli wyjść na pałacowy
dziedziniec, gdy Darrel przypomniał sobie że nie wziął do walizki żadnych
ubrań, więc razem ze wściekłą do ostateczności Emilią wrócili do jego pokoju i
zaczęli pakowanie od nowa, zważając na to by wziąć ciuchy tylko i wyłącznie
eleganckie (przecież Husycki kuzyn nie będzie chodzić w czarnych strojach z
kapturem). Ku jeszcze ogromniejszej rozpaczy Darrela, przez ciuchy musieli
zostawić połowę broni które zabrali. Darrel sam przebrał się w zielony surdut i
bluzkę z żabotem, sądząc że wygląda jak idiota.
Wyszedł na korytarz do czekającej na niego Emilii, która
cała zaczerwieniona opuściła jego pokój gdy Darrel zaczął zdejmować przy niej
spodnie
-Myślałem że pani kapitan widziała już gorsze rzeczy niż
nagie męskie ciała-powiedział z rozbawioną miną, patrząc na wkurzoną Emilię.
Wyburczała coś pod nosem i, łapiąc swoje walizki, opuściła
korytarz skrzydła gościnnego nie czekając na śmiejącego się towarzysza.
-No to jedziemy do Werdii-powiedział do obserwującego go
czerwonymi ślepkami Mariusza- stolica Langwederii, najstarsze miasto na wschodzie
Kontynentu i najbardziej zapuszczone. Wiesz że słyszałem, że robią tam
najlepsze langwederskie wino ?
Szczur zrobił bobka, więc chyba niespecjalnie przejął się
entuzjazmem Darrela. A może przejął się aż za bardzo ? Darrel wzruszył
ramionami i ruszył za Emilią.
````````````````````````
Zrezygnowałam jednak z wstawiania "co niedzielę" :) Postanowiłam, że rozdziały będą wstawiane co tydzień, bo czasami napiszę szybciej a czasami nie :p
Świetny rozdział! Mimo że to dopiero drugi rozdział zdążyłam polubić bohaterów- wszystkich bohaterów. No może oprócz żony króla.
OdpowiedzUsuń"Darrel przypomniał sobie że nie wziął do walizki żadnych ubrań"
"Szczur zrobił bobka, więc chyba niespecjalnie przejął się entuzjazmem Darrela. A może przejął się aż za bardzo ?" Uwielbiam te fragmenty <3
Dziękuję :) I dziękuję za to, że czytasz mojego bloga :) Nawet nie wiesz jak się cieszę że ktoś to czyta :D
Usuń