środa, 12 lutego 2014

Rozdział II. Ku stolicy !

Langwederskie wino

Wirgard siedział przy biurku i odpieczętowywał butelkę wina. Darrel stał w kącie i spokojnie czekał, aż lord skończy i sam zacznie rozmowę. W końcu, gdy pan na zamku Hus nalał sobie wina do złoconej karafki, i pociągnął z niej solidnego łyka, Darrel został zaszczycony chłodnym pytaniem
-Znasz Rhuji Taskam ?
Darrel doskonale znał tę nazwę. Była to organizacja która z największym zapamiętaniem, podczas Wypędzenia, tępiła innorasowców, i właśnie w tym celu została założona. Jako iż Trzech Bogów Kontynentu-Geldria, Szywarius i Barnasiach byli ludźmi, Rhuji Taskam stwierdziło że rasy odmienne od ludzkiej zostały stworzone przez pomyłkę. Podobno założyciel Rhuji miał sen jakoby ukazała się w nim Geldria nawołująca do tępienia „brudu pozostałego po tworzeniu ludzi”. Sam Darrel uważał, że założyciel wymyślił ową historię, i posłużył się nią jako pretekst do stworzenia organizacji. Obecnie zakon zajmował się tropieniem innych ras, miał także prawo do rutynowych kontroli domów bez ich ostrzeżenia. Mimo że w przeszłości byli groźni, teraz zamienili się w grupę upierdliwych fanatyków widzących w każdym nowoprzybyłym zagrożenie, i nawet ludzie którzy kiedyś ich popierali teraz podzielali opinię ogółu.
-Gdybym miał wrzód na tyłku, nosiłby imię tej organizacji-odpowiedział Darrel.
Skrytobójca zawsze przebywając w większym mieście musiał unikać na ulicy owych osobników, bo zwykli byli atakować każdą osobę, która miała zasłoniętą twarz. Plusem było to, że charakterystyczna fioletowa szata w którą się ubierali bardzo rzucała się w oczy, i Darrel nie wchodził na ulicę, po której przemierzali członkowie Taskam.
-Dzisiaj dwójka członków Rhuji Taskam śmiała podnieść na mnie rękę. Pojmaliśmy tamtego maga, a przez twoją niezręczność nie zyskaliśmy kobiety, która zepewne byłaby cennym więźniem…
Skrytobójca przemilczał fakt, że gdyby jej wtedy nie rzucił zamachowczyni sztyletem, to Wirgard a nie ona leżałby martwy w kałuży krwi. Z lordem lepiej było się nie dochodzić.
-…zaś pojmany przywrócił sobie usta usunięte magią, gdy moi ludzie go do tego przekonali.
Darrel wolał nie myśleć jak kaci Wirgarda przekonali nieszczęsnego maga do otwarcia ust. Mimo że Wirgard był skąpcem, jeśli chodzi o zamek, to sala tortur była miejscem na który wyłożył solidną sumę pieniędzy. Prawdopodobnie w całej Langwederii nie ma bogatszego miejsca kaźni niż na lordowskim zamku.
-Wyznał że jest jednym z członków Rhuji Taskan…
To tłumaczy tę beznadziejnie zaplanowaną próbę zamachu- pomyślał Darrel
-…którzy uważają, że daję schronienie innorasowcom, którzy pomagają mi w planach władania całą Langwederią…
No proszę, choć raz trafili bezbłędnie.
-Postanowili za kwaterę tymczasową obrać sobie zamek królewski. Nasz miłościwy król-słowa te były przesycone jadem-prosi o przyjazd do stolicy, w celu wyjaśnienia zarzutów mi stawianych.
-Nie ufa ci, panie ?-Powszechnie było wiadome, że król Castor i lord Wirgard są najlepszymi przyjaciółmi. Cóż, chyba z tylko perspektywy króla , a lord podtrzymywał ową relację. Darrel wiedział, że gdyby jego zleceniodawca miał okazję, to pchnąłby nożem króla i zasiadł na tronie bez żadnych skrupułów. Ale dochodziły do tego jeszcze kwestie polityczne,  prawne, dziedziczne i finansowe. Za wcześnie było na jakiekolwiek kroki w stronę władzy królewskiej.
-W liście napisał że nie posądza mnie o to-mruknął, i napił wina z karafki-ale nie może wyrzucić tego motłochu z zamku. Bo prawo tego zakazuje.
Po minie Wirgarda, Darrel wywnioskował że gdyby on sam był na miejscu władcy kazałby ich wszystkich ponabijać na pale i wystawić na pożarcie wronom.
-Tak więc postanowiłem, że jutro wyjeżdżam do stolicy. Razem z kapitan, medykiem, najstarszą córką i świtą. Dołączysz do nas, jako mój kuzyn. Zapewni ci to ciągłą obecność przy mojej osobie i dostęp do części zamku niedostępnych dla doradcy. Musisz znaleźć dowody potwierdzające używanie magii przez tych głupców.
-A ten człowiek ?
-Mimo że mnie zaatakowali, rozkazałem go zabrać do Sali tortur, co jest nielegalne wobec członków Rhuji, nawet tych zamachowców. Stawiłoby mnie to w niewygodnym świetle-Wirgard pociągnął solidny łyk ze szklanicy-Trzeba zniszczyć tę organizację. Mój przyszły tron musi być wolny od wszelkich skażeń. Nie może być nawet jednej wątpliwości, że zasługuję na miano króla Langwederii.
-Panie, jest jeszcze jedna sprawa…
Wirgard uniósł brwi w górę
-Jaka ?
-Mój wygląd. Na kolacji nie było tego widać, bo panował półmrok, ale jeśli ktokolwiek spojrzy mi w oczy od razu dowie się kim jestem. To lekko utrudniałoby dochodzenie, nieprawdaż?-Darrela zastanawiało jakie Wirgard znajdzie rozwiązanie dla tej sytuacji. Wątpił, by lord nie zastanawiał się nad tym wcześniej, bo była to dość istotna sprawa.
Wirgard dolał sobie wina
-Zamkowy medyk ostatnio wynalazł ciekawą substancję. Nie rozpuszcza się w oku i nie utrudnia widzenia. On zapozna cię ze szczegółami.
-Kwas wynalazł coś takiego ?-Darrel był zdumiony. Kwas umiał robić i wynajdywać mikstury, to Darrel wiedział, ale nigdy nie wynalazł czegoś przydatnego. Zawsze zajmował się, jak to Emilia określiła, pierdołami.
-Jest stary i durny, ale ma talent. I dlatego pozwalam mu przebywać na moim zamku. Pomimo szkód które codziennie wywołuje. A teraz idź już. Znużyła mnie rozmowa z tobą-przegonił Darrela machnięciem ręki.
Skrytobójca pokłonił się, po czym opuścił gabinet. Prawdę mówiąc cieszył się z wyjazdu do stolicy, pomimo tego że czekała go tam naprawdę trudna misja-zniszczenie całej organizacji, która pomimo bycia bandą szalonych fanatyków, pozostawała silna i miała wysoką pozycję społeczną. W stolicy mieszkają jego znajomi, z którymi nie widział się od przeszło dwóch lat. I, jeśli substancja Kwasa była prawdziwa, to nie będzie musiał przejmować się swoim wyglądem w podróżach po mieście. A to dawało mu tyle możliwości ! Nawet przekupywanie strażników będzie łatwiejsze.
Nagła myśl sprawiła, że Darrel niemal się zatrzymał. Musi ją odwiedzić. Nie był u niej już od miesiąca, a przebywanie w domu samej na pewno jej się dłuży. Darrel stwierdził, że będzie musiał wyjść w nocy, (żeby go nie zauważono) co lekko komplikowało jego plany dotyczące pakowania się. Chyba że  Darrel zdąży spakować się jutro. Ale na razie musiał odwiedzić Kwasa. Miał nadzieję, że alchemik nie zasnął-a nawet jeśli to Darrel tym razem się nie podda i nie odejdzie, póki go nie obudzi.
***
Emilia Wasary czujnym wzrokiem obserwowała przygotowania do wyjazdu. Lord zleciwszy jej dobranie strażników z którymi wyjedzie w podróż, nawet nie miał pojęcia w jaki stres wpędzi dziewczynę. Cały wieczór przeglądała listę swoich podwładnych, i znalazła może pięciu na tyle dobrych, by powierzyć życie pana zamku w ich ręce. Emilia zastanawiała się, czy być może miała za wysokie wymagania co do predyspozycji kandydatów, co tylko wpędzało ją w jeszcze większe podenerwowanie i sprawiało, że ciągle od nowa czytała listę gwardzistów zamkowych.
W końcu dała sobie z tym spokój, i, żeby choć trochę odetchnąć od listy kandydatów, poszła nadzorować przygotowania zwalniając tym samym z obowiązku sierżanta Juliusa. Wreszcie, gdy ostatni z pakunków został umiejscowiony na wozie, kurier gwardyjski przyszedł do niej ze zwitkiem papieru w rękach. Emilia wiedziała, że Thomas był jedynym kurierem i wyruszył z wiadomością dla lorda, dlatego na czas jego nieobecności wyznaczyła zastępcę.
-Kapitanie.-Zasalutował jej- Lord wyznaczył trasę przejazdu do Werdii. Prosi też o jak najszybsze zaakceptowanie wytycznych.  
Emilia oderwała wzrok od wozu i spojrzała na gwardzistę.
-Podaj, żołnierzu-gdy strażnik podał jej mapę, Emila odesłała go skinieniem głowy. Posłaniec znów zasalutował i oddalił się pośpiesznie. Pani kapitan zauważyła, że wydawał się wyjątkowo zaabsorbowany swoją pracą, a to znaczy że można było na nim polegać. W myśli dodała go do swojej listy. Pani kapitan zauważyła, że niedługo wybije północ, więc szybko podniosła się z kamienia, na którym siedziała i weszła do zamku. Musiała przyznać że nagła decyzja o wyjeździe lorda, podjęta wieczorem zaskoczyła zarówno ją, jak i resztę personelu zamkowego- dlatego wszyscy byli na nogach i przygotowywali wszystko na jutrzejszy wyjazd, inaczej o tej porze większość z nich spałaby.
Postanowiła przejrzeć mapę lorda i wyznaczyć trasę, tak więc zasiadła do biurka w swoim pokoju i rozwinęła papier. Lord czerwonym atramentem zaznaczył miasta, które koniecznie muszą odwiedzić. Była ich piątka, i patrząc na nie, Emilia zrozumiała tak szybką decyzję o wyjeździe. Jeśli nie wyruszyliby jutro z rana, prawdopodobnie nie zdążyliby na czas do stolicy( jako iż istniało niepisane prawo mówiące o tym, że szlachcic wezwany przez króla ma dwa tygodnie na stawienie się na miejscu). A powozy, zwłaszcza te z zaopatrzeniem podróżowały strasznie długo.
Wiedząc o ich położeniu, zaczęła sprawdzać ukształtowanie terenu i stan dróg prowadzących do miast. Ale nagle jej oczy znieruchomiały, gdy popatrzyła na trzecie miasto na ich trasie. Gotham.
Cholera, Darrel. Zagryzła usta. Czy skrytobójca wiedział, że będą przejeżdżać przez akurat to miasto ? Właściwie, to nie było nawet miasto. To była ruina. Dlaczego lord chce przejeżdżać przez tę ruinę ? Przecież nie został tam nawet kamień na kamieniu, co każdy dobrze wiedział. Gotham było miastem duchów, od czasów gdy trzynaście lat temu armie królewskie spaliły edmońskie miasto i wymordowały mieszkańców. Więc dlaczego władca…?
Nie. Emilia zatrzymała ten potok w swojej głowie. Była pewna że lord miał swoje powody dla których chce się tam udać i nie jest jej sprawą kwestionowanie tej decyzji. Dostała rozkazy, wykona je.
Pani kapitan zabrała się do pracy, przysięgając jednak w duchu że uprzedzi Darrela. Każdy wcześniej chciałby wiedzieć o odwiedzinach na grobie swoich bliskich. Zwłaszcza, że byłby to zbiorowy grobowiec całego miasta.
***
-Kwas, może jednak to zły pomysł ?-wyraził swą wątpliwość Darrel, kiedy stary alchemik zbliżał się do niego z aplikantem nasączonym niebieskim płynem.
Sam Darrel siedział na krześle postawionym w gabinecie alchemika, z głową odchyloną do tyłu. Coraz mniej podobała mu się wizja Kwasa ze strzykawką wycelowaną w Darrelowe oko. Nagle przed oczami stanęła mu wizja medyka, który zbyt nisko pochyla igłę i wbija mu ją w źrenice. To sprawiło ze Darrel wyprostował się gwałtownie, w idealnym momencie, żeby stuknąć głową o alchemika. Ten wytrącony z równowagi wbił igłę w dłoń „pacjenta”.

-Kwas, ty durniu !-wysyczał Darrel, obserwując jak niebieska substancja zabarwia jego dłoń na granatowo.
Alchemik potarł się w bolące czoło i popatrzył na pustą strzykawkę tak, jakby właśnie stracił dziecko.
-Zniszczyłeś moje dzieło !
-Popatrz na moją rękę !-Darrel był wściekły. Jakby nie dość że musiał kamuflować sobie całą twarz, to dochodziła do tego jeszcze ręka-zejdzie to chociaż ?
-Nie wiem-Kwas wyglądał jakby był na granicy płaczu-nie wsadzałem sobie tego w skórę…moje dziecko…jedyne dziecko…
-Nie masz dodatkowych płynów ?-Darrel się zaniepokoił. Przecież jego obecność na salonach była głównym punktem planu Wirgarda.
-Ale nie niebieskiego- wyszlochał, i smarknął sobie w rękaw togi
Darrela poczuł ulgę, a jednocześnie naszła go nagła ochota na uduszenie Kwasa
-To dawaj to drugie-wyburczał, wpatrując się podejrzliwie w rękę-tak w ogóle, to to nie jest trujące ?
Alchemik podszedł smętnym krokiem do gabloty z płynami, ignorując pytanie Darrela
-Niebieski najbardziej by ci pasował-smęcił, preparując  nową dawkę-a teraz został mi jedynie zielony.
Darrelowi było obojętne, jaki kolor będą miały jego oczy. Ważne tylko, żeby nie były żółte, jak dotychczas. W końcu substancja była gotowa,  i Kwas, tym razem bez przeszkód wlał w oko skrytobójcy zielony płyn. Przez cały ten proces Darrel, jako iż panicznie bał się strzykawek, miał różne wizje igły wbitej w swoją gałkę oczną, i substancji wyżerającej mu białko w oku. W końcu alchemik skończył, co Darrel powitał z niezakłamaną ulgą i westchnął ciężko.
-Kiedy to zejdzie ?-Spytał z ciekawością. Płyn na jego tęczówce nie przeszkadzał mu w widzeniu, ale sprawiał że cały świat miał lekko zielonawe zabarwienie.
-Jak sam zdejmiesz to palcami, albo otworzysz oczy pod wodą- powiedział. Widocznie humor mu się poprawił-wyglądasz jak książątko-smarknął z rozczuleniem. Tak się zagapił na Darrela, że ręka osunęła mu się do wywaru z żrącym kwasem. Alchemik odskoczył z sykiem od kotła, który przy okazji wywalił.
Darrel wzdrygnął się, i opuścił gabinet, pozostawiając klnącego Kwasa, z no cóż, z kwasem. Skrytobójca przypomniał sobie o swoich planach odwiedzin Osoby, więc poszedł do swojego pokoju i zabarykadował drzwi zasuwką. To powinno odgonić niechcianych gości, przynajmniej na parę godzin. A droga stąd do miasteczka na piechotę zajmowała dla Darrela piętnaście minut. Spokojnie zdąży.
Otworzył drugie tajne przejście. Otwierało się na suficie, i była to raczej ukryta klapa, niż sekretne przejście. Wchodziło się, wysuwając drabinkę i wychodziło się na dach „kominem” który prawdopodobnie był postawiony tu tylko dla kamuflażu. Spojrzał na miasteczko w dole. Leżało u podnóża skał, na których wybudowany był zamek. Darrel zawsze schodził właśnie po nich, i zsuwał się na dom jakiegoś bogatego mieszczanina. Uśmiechnął się-wspinaczka zawsze poprawiała mu humor.
Piętnaście minut później stał przed domem Cildy Roupher. Była to kobieta około pięćdziesiątki, i nic nie wyróżniało ją z otoczenia, dzięki czemu była idealną współpracownicą skrytobójcy. Cilda pełniła rolę kogoś w rodzaju strażnika bramy, choć przez ową bramę przepuszczała tylko Darrela. Sam dom przylegał do skały, i mieścił się w średnio zamożnej części miasta, dzięki czemu nic nie przykuwało uwagi strażników-ot, starsza kobieta i dom. Prawdę powiedziawszy, gdyby ktokolwiek z nich odkrył co Cilda, a raczej kogo, trzyma w mieszkaniu, byliby ustawieni do końca życia.
Darrel starannie obserwował dzielnicę, sprawdzając czy nikogo nie ma na ulicy, po czym podszedł do drzwi i spokojnie zapukał kołatką trzy razy, zachowując przy każdym uderzeniu dwusekundowy odstęp. Skrytobójca z Cildą już dawno ustalił, że nie będzie wchodził oknami i to był jeden z warunków współpracy. Kobieta uwielbiała swoje pelargonie, i najprawdopodobniej dostałaby apopleksji gdyby Darrel wchodząc przez okno zniszczył chociaż jeden z jej cennych kwiatów.
W końcu drzwi otworzyły się i w progu stanęła zaspana kobieta, która nie pytając o nic wpuściła Darrela do środka, i zamknęła za nim drzwi.
-Dawno cię nie było-oznajmiła zaspanym tonem- mała już zaczęła się niepokoić.
-Jak się czuje ?-Darrel zszedł razem z nią do piwnicy. W domu wszędzie były kwiaty. Można by pomyśleć że zamiast do domu, weszło się do oranżerii. Miała nawet dwa małe kanarki, który skakały po roślinach i wydawały z siebie melodyjne dźwięki, które bardzo irytowały Darrela. Zawsze gdy wchodził do domu miał cichą nadzieję, że ptaszki zdechły. I zawsze spotykał go ten sam zawód.
-Dobrze, choć dzieciom w jej wieku przydałoby się trochę słońca-kobieta zapaliła lampkę gazową w pomieszczeniu z winami-i brakuje jej trochę książek. Moje już przeczytała.
Kobieta podeszła do kamiennej ściany piwnicy i wyjęła z niej lekko wystającą cegłę, po czym sięgnęła do powstałego otworu i pociągnęła za dźwignię w nim ukrytą. Miała tylko parę sekund na zabranie ręki, zanim cegły zaczęły się odsuwać tworząc wyrwę w ścianie, wysokości dorosłego człowieka, i ukazującą drzwi prowadzące do ukrytego skrzydła domu. Cilda otworzyła drzwi kluczykiem.
Ten dom, jeszcze przed Wypędzeniem zamieszkiwała jakaś sullijska rodzina hodująca Kropelki, wyjątkowo mocne langwederskie narkotyki. Podczas Wypędzenia rodzina została zabita, a potem sprzedano dom na aukcji. Kupiła go wtedy matka Cildy i wprowadziła się wraz z córką do domu, nie mając pojęcia o ukrytych pomieszczeniach. Podczas zabaw Cilda znalazła owo przejście , ale zachowała go w sekrecie przed matką, która niedługo potem zmarła na rzeżączkę. Cilda nie miała się z czego utrzymywać, i zapewne „wyszłaby na ulicę” gdyby nie spotkała dwunastoletniego Darrela ze swoją nowonarodzoną siostrą. Mimo, że chłopiec dostał posadę na zamku, to Wirgard już na wstępie oznajmił że każdego Darrelowego  „przyjaciela” (czyli osobę innej rasy niż ludzka) wyda w ręce władz. Chłopiec zaproponował dziewczynie układ, na mocy którego miała opiekować się jego siostrą, a w zamian będzie jej podsyłał pieniądze w każdy miesiąc . Później kobieta znalazła pracę jako kwiaciarka, ale nie zerwała układu-pokochała dziewczynkę jak własne dziecko, a Darrela polubiła. Poza tym ,trzeba było przyznać że Cildę nie stać by było na połowę tej bogatej oranżerii, gdyby nie pieniądze otrzymane od skrytobójcy.
Ledwo Darrel przekroczył próg dzielący piwnicę i ukryte pokoje, a już zauważył małą, drobną czarnowłosą istotkę z radosnym krzykiem biegnącą mu na spotkanie.
-Darrel !-pisnęła ucieszona, gdy z całej siły przycisnęła się do jego brzucha-Tęskniłam za tobą !
-Nianny- wystękał stłumionym głosem. Miała dużo siły, jak na chudą dziesięciolatkę-dusisz mnie
-Oj-oderwała się od brata, i złapała go za rękę, prowadząc do pokoju w którym było jaśniej-Cilda mówiła, że przyjdziesz i czekałam i czekałam, i Cilda powiedziała że minął już miesiąc , i ciebie ciągle nie ma i się zaczęłam trochę bać, ale Cilda mówi „nie martw się, twojemu bratu nic nie jest”, i ciągle czekam i czekam…aż jesteś ! A co ci się stało w rękę ?
- To magiczna ręka-zażartował, choć ciągle był zły na Kwasa, mimo że dobrze wiedział iż to jego wina, bo podniósł się, gdy alchemik nad nim stał. Ale Darrel od zawsze panicznie bał się igieł. Na samą myśl o nich wzdrygał się gwałtownie.
-A co robi magicznego ?-spojrzała na jego rękę zafascynowana
-Jest niebieska-Darrel zaśmiał się, i siadł na kanapie.
 Nianny wgramoliła się koło niego. Teraz, kiedy było lepsze światło, zauważył że Nianny rzeczywiście jest blada-nie blada na emoński sposób (bo każdy edmon był blady), ale blado-szara, z wyraźnym niedoborem słońca. Wcześniej Nianny wychodziła na podwórko na tył domu Cildy, ale od czasu gdy do opuszczonego domu (zasłaniającego podwórko Cildy przed innymi ludźmi) wprowadzili się domownicy, nawet tego Nianny nie mogła dostać. Darrelowi zrobiło się żal siostry-trzymał ją tu jak zwierzątko w klatce, ale było to jedyne bezpieczne miejsce jakie znał. Edmonowie wyginęli, nie było ich już nigdzie, dlatego twarz Nianny była bardzo charakterystyczna. Już nawet nie chodziło o żółte oczy, ani o rysy kości policzkowych czy specyficzną linię nosa, ale o uszy-edmońskie uszy były bardzo długie i cienkie. Uszy Darrela zostały poddane operacji i wycięte zostały tak, żeby przypominały uszy ludzkie. Niestety, Darrel nie mógłby wtajemniczyć nikogo, więc sam musiałby obciąć uszy siostrze. Bez morfiny. Scyzorykiem. Nie miał serca tego zrobić.
-Da !-Zawsze nazywała go ‘Da’. Darrel nauczył ją skróconej wersji swojego imienia, gdy była za mała żeby zapamiętać całość. I tak już zostało -czemu masz inne oczy ?- Obserwowała go uważnie.
-To taki plan-powiedział Darrel z półuśmiechem-staram się wyglądać jak najbardziej przyjacielsko.
-Ale ci to nie wychodzi-burknęła Cilda, wnosząc herbatę do pokoju, i nalała rodzeństwu po kubku.
-Już wyglądasz przyjacielsko, bez tych dziwnych oczu-przekrzywiła głowę jak mały piesek-chcesz wyglądać jak ludź ?
-Człowiek-poprawił ją Darrel. Westchnął ciężko-Nianny, jutro wyjeżdżam do stolicy. Nie będzie mnie ładny miesiąc, może więcej zależy na ile tam zostaniemy.
Wargi Nianny zadrżały, tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Darrel czuł się jak potwór. Nie odwiedzał siostry od ponad miesiąca, a teraz przyjechał na krótko oznajmić że znów nie będzie go miesiąc. Najgorsze było to, że dziewczynka prócz Cildy nie miała z kim rozmawiać, a i kobieta musiała iść i przez większość dnia pracować w kwiaciarni, więc dla niej czas okropnie się dłużył.
-Nie płacz-pogłaskał ją po głowie. Przytuliła się do niego-obiecuję, że kupię ci bardzo dużo książek w stolicy. Wykupię bibliotekę-uśmiechnął się do niej wesoło- i jak wrócę to pójdziemy na spacer.
Znów spojrzała na niego jak mały piesek. Zawsze miała wzrok jak małe zwierzątko, niewinne i rozczulające.
-Spacer ?-szepnęła z nadzieją
-Spacer-potwierdził
-A jak ktoś zobaczy ?-powątpiewała
-Wtedy skończy z nożem w głowie-zażartował, choć pewnie gdyby naprawdę ktoś ich rozpoznał, to rzeczywiście skończyłby martwy w rowie.
-Darrel-pisnęła i roześmiała się. Rzuciła w niego poduszką, przed którą łatwo się uchylił.
Skrytobójca pomyślał że jeśli tak dalej pójdzie, to przesiedzi tu całą noc, więc wstał.
-Cilda, zapłacę ci za przyszły miesiąc jak wrócę, dobrze ?-Spojrzał w stronę kobiety, która dotychczas siedziała w fotelu i obierała jabłka . Skinęła głową- Idę już, mała- pokosturzył włosy dziewczynce, która spojrzała na niego z obrażoną miną. Spojrzał na zegarek. Piąta rano, a on nawet się nie spakował. Świetnie. Już widział zachwyconą minę Emilii
***
-Piąta rano, a ty się jeszcze nie spakowałeś ?!
Mówiłem.
-Nie mogę się spakować-wyjaśnił jej rozpaczliwym głosem Darrel, omiatając spojrzeniem cały swój pokój zabałaganiony różnymi ciuchami, amunicją, fiolkami, nożami i innymi jego przedmiotami-to wszystko jest mi potrzebne.
Widocznie miał bardzo nieszczęśliwą minę, bo Emilia parsknęła śmiechem. Wredna istota.
-Na pewno nie jest ci potrzebne to-oznajmiła szturchając czubkiem kapitańskiego buta maskę teatralną- albo to-wskazała na „Zbiór Poezji Fidiausza”.
-Potrzebne-jęknął Darrel-co jeśli będę mieć misję w teatrze, a ta maska okaże się niezbędna ? Albo poezja, jeśli będę musiał grać rolę inteligentnego kuzyna, to skąd będę wiedział co powiedzieć ?
Emila zmarkotniała. Nienawidziła słuchać o jego misjach, co Darrel dobrze wiedział.
-Wiesz dobrze że nie jest ci to potrzebne. Jedziemy tylko na miesiąc. Weź miecz, parę sztyletów, tę kuszę od Kwasa i noże do rzucania. Eliksiry na miejscu on ci zrobi.
Nigdy nie nazywała trucizn Darrela eliksirami, co go bawiło i lekko wyprowadziło z dołka emocjonalnego.
W końcu, po godzinie kłócenia  się, wyrywana sobie przedmiotów z rąk i narzekaniu Emilii na sentymentalność Darrela w końcu ustalili co trzeba zabrać i z powsadzali to do walizek. Pani kapitan dostała szału, gdy zobaczyła że Darrel chce w jej walizce (którą przyniosła ze sobą, bo już wszyscy się zbierali i tylko „królewskiego kuzyna” nigdzie nie było widać, więc poszła go poszukać) przeszmuglować parę dysków do rzucania i klatkę dla szczura Mariusza (którego wcześniej Darrel ganiał po zamku żeby go do tej klatki wsadzić), wraz ze szczurem w środku. (Sama nie wiedziała jak Darrel upchnął to wszystko, gdy tylko się odwróciła, ale już przyzwyczaiła się do nadzwyczajnych "umiejętności" Darrela).  Wreszcie postanowili że klatkę z Mariuszem skrytobójca będzie niósł,  bo Emilia nienawidziła gryzoni, a plecak z pożywieniem dla Darrela, kapitan weźmie ze sobą.
Tak więc minęła im godzina, i już mieli wyjść na pałacowy dziedziniec, gdy Darrel przypomniał sobie że nie wziął do walizki żadnych ubrań, więc razem ze wściekłą do ostateczności Emilią wrócili do jego pokoju i zaczęli pakowanie od nowa, zważając na to by wziąć ciuchy tylko i wyłącznie eleganckie (przecież Husycki kuzyn nie będzie chodzić w czarnych strojach z kapturem). Ku jeszcze ogromniejszej rozpaczy Darrela, przez ciuchy musieli zostawić połowę broni które zabrali. Darrel sam przebrał się w zielony surdut i bluzkę z żabotem, sądząc że wygląda jak idiota.
Wyszedł na korytarz do czekającej na niego Emilii, która cała zaczerwieniona opuściła jego pokój gdy Darrel zaczął zdejmować przy niej spodnie
-Myślałem że pani kapitan widziała już gorsze rzeczy niż nagie męskie ciała-powiedział z rozbawioną miną, patrząc na wkurzoną Emilię.
Wyburczała coś pod nosem i, łapiąc swoje walizki, opuściła korytarz skrzydła gościnnego nie czekając na śmiejącego się towarzysza.
-No to jedziemy do Werdii-powiedział do obserwującego go czerwonymi ślepkami Mariusza- stolica Langwederii, najstarsze miasto na wschodzie Kontynentu i najbardziej zapuszczone. Wiesz że słyszałem, że robią tam najlepsze langwederskie wino ?
Szczur zrobił bobka, więc chyba niespecjalnie przejął się entuzjazmem Darrela. A może przejął się aż za bardzo ? Darrel wzruszył ramionami i ruszył za Emilią. 
````````````````````````
Zrezygnowałam jednak z wstawiania "co niedzielę" :) Postanowiłam, że rozdziały będą wstawiane co tydzień, bo czasami napiszę szybciej a czasami nie :p 

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Mimo że to dopiero drugi rozdział zdążyłam polubić bohaterów- wszystkich bohaterów. No może oprócz żony króla.
    "Darrel przypomniał sobie że nie wziął do walizki żadnych ubrań"
    "Szczur zrobił bobka, więc chyba niespecjalnie przejął się entuzjazmem Darrela. A może przejął się aż za bardzo ?" Uwielbiam te fragmenty <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I dziękuję za to, że czytasz mojego bloga :) Nawet nie wiesz jak się cieszę że ktoś to czyta :D

      Usuń