piątek, 21 lutego 2014

Rozdział III. Podróże kształcą.

Logan Nenmery

Powóz jechał osłonecznionym traktem i Darrel pomyślał że ma w karocy najgorszy zespół ludzi jaki tylko może być. Kwas cały czas tak donośnie chrapał, że nie dało się rozmawiać, Emilia siedząca na przeciwko była na Darrela obrażona, Logan bazgrał jakieś szkice w swoim notesie i żuł własne włosy (Darrel zauważył że miał irytujący zwyczaj robienia tego), zaś lady Claudia (którą Wirgard dał tutaj z nieznanych Darrelowi powodów, bo powinna być w karecie przodującej) posyłała raz wzrok przepełniony obrzydzeniem na Mariusza (którego Darrel uparł się wziąć do powozu, bo się o niego martwił),a pełne wyższości spojrzenie na wszystkich pozostałych.
Właśnie wyjechali z pierwszego miasta, Utalii, w którym Wirgard odwiedził jakiegoś wpływowego kupca aldriatyckiego (Aldriatyk był najbogatszym i najpotężniejszym krajem na Kontynencie, więc przyjazd tak wpływowego kupca do Langwederii, która była wygwizdowem, nie mogło obyć się bez wtrącenia się Wirgarda) i przy okazji zlecił Darrelowi skradzenie kupcowi jakiejś ładnej wazy, która wpadła w oko lordowi. Dopiero gdy przechadzał się utalijskimi uliczkami, i zauważył Emilię „dyskretnie” obserwującą strażników (Emilia nic nie robiła dyskretnie), i Logana uważnym wzrokiem sprawdzającym mury oraz artylerię Utalii, pojął że celem odwiedzenia tych miast (i tak nie wiedział które z grubsza będą odwiedzać, ale mało go to obchodziło) jest ustalenie ich siły. Darrel zrozumiał, że Wirgard jeśli nie przejmie władzy w sposób bezkrwawy to wznieci rebelię. Skrytobójca uśmiechnął się pod nosem patrząc na nieskończone pola po lewej strony drogi. Ledwo co udało mu się zająć miejsce przy oknie, bo Kwas strasznie się pchał chcąc mieć miejsce do „podziwiania widoków”.  Darrel przeniósł wzrok na Kwasa. I tak ich nie podziwiał, bo ciągle spał.
-Czy on może w końcu przestać chrapać ?!-lady Claudia machnęła ostentacyjnie ręką na alchemika-w nocy się nie wysypiam bo ten dziad wydaje dźwięki jak staczająca się lawina. To źle robi na cerę ! I mam sińce pod oczami !-Pokazała Emilii, jedynej kobiecie w wozie swoją tragedię palcem. Chyba myślała że ją zrozumie, ale grubo się myliła. Emilia starała się robić współczującą minę ale wyglądała tak jakby połknęła gwoździe. Wszyscy wiedzieli że jedyne co robi dla siebie pani kapitan to myje się mydłem i czesze grzebieniem. Uroda w ogóle ją nie obchodziła.
-To straszne-powiedział współczującym tonem Darrel, bo nikomu innemu nie chciało się odezwać-musi panienka ciągle uważać na tak okropne rzeczy jak sińce pod oczami ! Doprawdy prawdziwe tortury !
Claudia chyba nie zrozumiała drwiny, bo posłała Darrelowi pełne wdzięczności spojrzenie. Potem przypomniała sobie najwyraźniej że jest skrytobójcą (niegodziwy zawód!) i w dodatku nie człowiekiem, więc jej wdzięczność zamieniła się w drwinę .Zarzuciła blond włosy za plecy i z pełnym zadowolenia wzrokiem spojrzała przed siebie (czyli na Kwasa, który kontynuował swój koncert głosowy) co znów wprawiło ją w zły humor.
-Jak ja go nie cierpię ! Kiedy on w końcu umrze ?
Drugie miasto, Daltonia, było pokryte gęstą mgłą i wjechali do niego zaraz po zmroku. Nocowali w prestiżowym zajeździe „pod Złoconą Szpadą”. Właściwie to tylko lord i jego rodzina dostała bogate pokoje, zaś cała reszta musiała się zadowolić średniej jakości pomieszczeniami. Nie byłby w nich jeszcze tak źle, gdyby nie to że doskonale przepuszczały one dźwięki, przez co nikt kto sąsiadował z Kwasem, nie mógł zmrużyć oka. Darrel miał pokój właśnie koło alchemika i, mimo zmęczenia wyraźnie dającego się we znaki (nie spał już drugą noc) nie mógł zasnąć. W końcu zrezygnował z bezowocnych prób, i po rynnie sąsiadującej z oknem Kwasa zsunął się na dół. Postanowił przespacerować się wzdłuż jeziora nad którego brzegiem leżało miasto i zaskoczyła go jeszcze jedna osoba która wyprzedziła jego plany, spacerując właśnie w tym miejscu. Najpewniej zignorowałby ją, ale po przyjrzeniu się zauważył długie i gęste kasztanowe włosy które były znakiem rozpoznawczym tylko jednej osoby. Darrel pokręcił głową. Można by pomyśleć, że jeśli Emilia jest prawie najwyższa rangą gwardyjską na zamku to nie będzie biegać po zmroku nad jeziorem w obcym mieście. Można by pomyśleć, ale Darrel wiedział, że gdyby ktoś zaatakował Emilię to długo nie pożyłby. Po zamku chodziły plotki, jak to pani kapitan sama walczyła z piętnastoma uzbrojonymi rzezimieszkami i  wygrała, co dało jej ogromny szacunek wśród młodych kadetów, i chyba tylko Darrel i rodzina Husów nie bali się młodej panny Wasary.
-Pani kapitan też cierpi na bezsenność ?-Podszedł do niej cicho, przez co podskoczyła jak oparzona. Odwróciła się momentalnie i popatrzyła na niego zdumiona
-Darrel ? Co ty tu robisz ?
-Zażywam świeżego powietrza. Może mi pomorze na koncentrację-Darrel uśmiechnął się krzywo-a koncentracja bardzo się przydaje, gdy próbujesz zignorować chrapanie sąsiada.
Emila westchnęła
-Ty też sąsiadujesz z Kwasem ?-Po jej nieszczęśliwej minie, wywnioskował że i ona dzieliła z Darrelem ten niechlubny zaszczyt- Zastanawiałam się, czy jest jakiś sposób na jego dolegliwości. Jak myślisz ?
-Można by go udusić w nocy. Gwarantuję, skuteczność stuprocentowa- zażartował Darrel. Zauważył też, że Emilia się już na niego nie wścieka, co powitał z niezakłamaną ulgą. Była jedynym towarzyszem podróży z którym Darrel mógł porozmawiać-Kwas spał, Claudia zadzierała nosa a Logan ciągle coś bazgrał, i mamrotał sam do siebie, poprawiając szkice.
Emilia westchnęła i ciężko, i spojrzała na jezioro zasnute gęstą mgłą. W świetle księżyca ten widok sprawiał wrażenie wręcz nieziemskiego, tak jakby owe jezioro było wyjęte z jakiegoś sennego obrazu.
-Darrel, muszę ci coś powiedzieć-przybrała poważny ton głosu.
-Co ?-Zaciekawiła go ta zmiana, choć wyczuwał coś co mu się nie podobało.
-Wiesz jakie jest trzecie odwiedzane przez nas miasto ?  Widziałeś plan trasy ?
-Nie i nie-On też spoważniał. Niemożliwe żeby to było…
-Gotham-wypowiedziała na głos ową nazwę. Darrel poczuł się tak, jakby go spoliczkowano. Gotham ? Nie, przecież…nie ! Obiecał sobie, że wyrzuci z pamięci uciążliwe wspomnienia, a ta nazwa powinna być głęboko zagrzebana w odmętach jego pamięci. I tam też powinna pozostać…ale dlaczego lord chce wywlekać je na zewnątrz ?
-Po co do cholery ?-Wyszeptał sam do siebie, zapominając że Emilia jest w pobliżu.
 -Nie wiem. Przykro mi, Darrel.
Darrel czuł się tak, jakby właśnie Emilia mu oznajmiła że jadą do piekła. Piekła, które ledwo jemu i jego siostrze udało się przeżyć, a teraz mają stanąć na zgliszczach tego inferna ? Nie to, żeby miał jakieś nieszczęśliwe wspomnienia związane z Gotham. Przeciwnie. Gotham było najszczęśliwszym okresem jego życia, okresem w którym był małym i naiwnym chłopcem biegającym po łące z przyjaciółmi i łapiącym żaby w rzece. Okresem, który nigdy się nie powtórzy. Okresem który zniszczyli, spalili i podeptali ludzie, wchodząc do niego ze swoimi mieczami i ogniem, mordującym i palącym wszystko na swej drodze.
Emilia chciała dotknąć jego ramienia, i go jakoś pocieszyć ale Darrel sztywno odsunął się od niej.
-Chyba muszę już wracać-oznajmił martwym głosem Darrel, i nie czekając na wołającą go Emilię, odszedł w inną uliczkę , po czym wspiął się na dach wieży zegarowej i siadł tam, patrząc na miasto pogrążone we śnie. Obojętne mu było jednak piękno miasta zasnutego mgłą, bo jego głowę zaprzątały inne myśli. Nie. Nie. Nie ! Po co Wirgardowi odwiedziny w tym miejscu ? Tam nie ma już nic. Sam Darrel widział to, gdy odwracał się by ostatni raz spojrzeć na miasto stojące w ogniu, ściskając siostrę w dłoniach. Nie dał rady odizolować się od wspomnień, mimo że usilnie próbował i po dziesięciu latach uśmiercania swojego byłego życia, te wróciło ze zdwojoną siłą. Darrel zacisnął zęby, a potem zaczął cicho śmiać się. Pojął całą komedię swojej sytuacji-i uświadomił sobie że jest idiotą. Życie idzie dalej, durniu. Powiedział sobie w myślach, po czym wstał i twardo spojrzał na panoramę miasta. Jest Darrelem, i ma ważniejsze rzeczy na głowie niż przeszłość. Jej już nie zmieni. Co z tego, że prócz Nianny jest ostatnim edmonem na ziemi ? I tak już nic z tym nie zrobi. Rozwodzenie się nad tym, co było, jest żałosne. Skrytobójca podszedł do krawędzi dachu i zaczął lekko ześlizgiwać się po rynnie. Jakaś staruszka wyjrzała przez szybę, akurat w momencie w którym Darrel przejeżdżał przed jej oknem i odskoczyła szybko. Prawdopodobnie Darrel zafundował jej palpitację serca. Ale kto kazał jej wyglądać w środku nocy przez okno ? Skrytobójca pokręcił głową.
Paręnaście minut później był już w hotelu i zauważył że hałas Kwasa zniknął. Powitał to radosnym uśmiechem, który od razu znikł gdy zobaczył że alchemik siedzi w jego pokoju i gada do Mariusza zamkniętego w klatce. Emilia przyglądała się temu z beznadziejnym wyrazem twarzy.
-A kizi mizi mały szczurku-gruchał do niego Kwas-Dziadzio kocha Mariusza, a Mariusio kocha dziadziusia ?-Kwas wsadził palec do klatki chcąc pogłaskać szczura. Zamiast tego, gryzoń ugryzł go.
-Ajajaj ty skubańcu-zaszlochał Kwas i zaczął ssać swój palec. Wyglądał z nim jak śmieszne, wielkie i niewiarygodnie brzydkie dziecko.
-Chyba cię nie lubi-powiedział rozbawiony Darrel, wchodząc do pokoju-jak wszyscy.
Emilia wyraźnie ucieszyła się z jego widoku, za to Kwas obrzucił go obrażonym wzrokiem.
-I czemu w moim pokoju toczy się narada wojenna ?-Przeszedł przez pokój i zaczął grzebać w swojej walizce.
-Emilka, dobre dziecko martwiła się o ciebie-Kwas pogroził Darrelowi bolącym palcem-nie wolno ci tak martwić siostry !
-Darrel nie jest moim bratem-cierpkim głosem zaoponowała Emilia
-Jest moim synem, i ty też jesteś moją córką więc jesteście rodzeństwem-Kwas najwidoczniej uparł się przy swojej wersji „adoptowanych” dzieci.  Emilia westchnęła ciężko.
-Ucisz się, Kwas-uciął Darrel i siadł na łóżku, po czym wyjął kartkę którą wygrzebał ze swojej kieszeni bagażowej- Pani kapitan, mogłaby pani wyznaczyć mi plan podróży po Langwederii?
Emilia wydawała się zdumiona tym pytaniem.
-Mogę. I…dobrze się czujesz ?-Spojrzała na niego zmartwiona. Troska to był bardzo rzadki widok w oczach pani kapitan. Darrel mimo woli parsknął śmiechem.
Dziewczyna zmrużyła oczy, i jej zmartwienie przeszło w złość.
-Jak widać doskonale-wyburczała na niego i wyszarpnęła mu kartkę z ręki.
-Nie kłóćcie się-zakrzyknął Kwas.
-Kwas, sprawdź czy cię nie ma w swoim pokoju-zaproponował Darrel z uprzejmym uśmiechem.
-Nie ma mnie-powiedział tonem odkrywcy alchemik-już sprawdzałem, bo Emilka mi kazała.
Darrel skrzywił się. Kwas w ogóle nie umiał wyczuć aluzji. Skrytobójca podniósł pióro i dał je zirytowanej Emilii, która najpewniej zastanawiała się po co mu plan podróży.
-Chcę wiedzieć, gdzie jedziemy-powiedział Darrel-bo nie chcę znów być zaskoczony. Poza tym, mam też taką jedną sprawę do załatwienia.
Mianowicie, co dokładnie planuje Wirgard.
-Ładne panie ?-Darrel nie miał pojęcia, jak Kwas wynajdował i tworzył różne rzeczy skoro był tak głupi.
-Nie, sposoby utopienia starego alchemika.
Darrel siadł na swoim łóżku. Był wykończony. Nie spał…ile to już ? Dwa dni, a w karecie też pewnie się nie wyśpi bo jego „tatuś” będzie chrapał jak opętany. W końcu Emilia nakreśliła plan podróży i podała skrytobójcy, który od razu wsadził je sobie w kieszeń spodni. Pożegnał Emilię, i niemal wyrzucił Kwasa za drzwi, kiedy postanowił zaśpiewać mu kołysankę na dobranoc. Darrel zapadł w sen i nie śniło mu się nic.
****
Emilia razem z współpasażerami gramoliła się do karocy. Padało niesamowicie, i włosy miała już całkowicie przemoczone mimo że dopiero wyszła na dwór. Przy okazji nawrzeszczała na strażnika, który nie stał „na baczność”, tylko opierał się ścianę. Potem jednak przypomniała sobie, że sama wybrała tego człowieka i że miał on chorą nogę więc zdenerwowała się jeszcze bardziej, przez to że o tym zapomniała (miała nadzieję że lord nie zauważył jego niesubordynacji).  Nagle zauważyła Darrela, który chciał wepchać się pierwszy i pewnie zająć najlepsze miejsce, więc zastąpiła mu drogę. Postanowiła pokazać mu dobre maniery, i lekcję etykiety dworskiej, tak więc otworzyła drzwi lady Claudii, tak jak wypada osobie z wyższego stanu. Darrel jednak skwitował to lekkim uniesieniem brwi, co ją znów zdenerwowało więc weszła pierwsza, żeby nie patrzeć na jego durną twarz i usadowiła się na drugim najlepszym miejscu, co jak miała nadzieję, chociaż trochę go rozzłości.
W końcu wszyscy siedzieli wygodnie (albo niewygodnie) w wozie i powóz ruszył.
-Kwas, jeśli zaśniesz to wyrzucę cię przez okno-zagroził Darrel alchemikowi, który już szykował się do snu. Kwas zrobił nieszczęśliwą minę, ale nie zasnął. Emilia wiedziała że z Darrelem nigdy nic nie wiadomo-albo żartował, albo nie.
Zapadło milczenie, akompaniowane przez spadające krople deszczu.
-Wiem- oznajmił Kwas radośnie-zagrajmy w papier, kamień, nożyce !
-To jakaś langwederska gra ?-Zainteresował się Logan, odrywając wzrok od notatek.
-Tak, ale gra w nią tylko plebs-powiedziała wyniosłym tonem lady Claudia, i zajęła się oglądaniem swoich paznokci.
-Logan, właściwe to mógłbyś opowiedzieć nam coś o sobie-zaproponowała Emilia, żeby jakoś ożywić rozmowę w powozie.
-A co tu opowiadać-wzruszył ramionami-Żyłem w stolicy, byłem synem szklarza. Nudziło mnie szkło, bo w naszym kraju wszystko jest ze szkła. Pewnego razu spotkałem obcokrajowca z Birmy. Pokazał mi różne ciekawe bronie, zbroje i budowle nie zrobione ze szkła. Zacząłem się tym interesować. No i nauczyłem się bardzo dużo, i zatrudniłem się w Kryształowym Pałacu. W końcu znudziło mi się to, bo i tam wszystko było ze szkła. No i znów spotkałem tego gościa z Birmy, i powiedział że był w Langwederii w Werdii i przydałby im się dodatkowy zbrojmistrz, bo tamten jest już stary. No to przyjechałem tam. I akurat wtedy był tam wasz lord, i powiedział że jego zbrojmistrz zmarł i chętnie by mnie zatrudnił więc się przeniosłem tutaj. Tyle-zakończył niezbyt precyzyjnie, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Skrytobójcy coś nie podobało się w tym blondwłosym palmedijczyku, ale sam nie wiedział co- A wy ? Pani Kapitan Emilio ? Skąd pani wzięła się na zamku ?
Emilia wzruszyła ramionami.
-Też nic wyjątkowego. Mój ojciec był poprzednim kapitanem gwardii lordowskiej. Matka zmarła po moich narodzinach. Zostałam gwardzistką, bo to taka nasza rodzinna tradycja. Potem ojciec zginął w bitwie, a ja postanowiłam być kapitanem, tak jak on. Przeprowadziłam się na zamek w wieku siedemnastu lat, i trzy lata później zostałam mianowana przez lorda.
-A co się stało z domem ?
-Ciągle stoi, ale już w nim na razie nie mieszkam. Po co ? W zamku mam wszystko, co mi jest potrzebne. Ale też go nie sprzedam. To nasz rodzinny dom- Emilia miała zbyt dużo wspomnień z nim związanych, żeby tak po prostu go sprzedać jakimś obcym ludziom. Kochała swój dom, mimo że rzadko go odwiedzała.
-Czemu nikt nie chce grać w kamień, papier, nożyce ?-Zaszlochał Kwas
Wszyscy go zignorowali.
-A ty, panie doradco ?-Zapytał ciekawie  Logan-jak został pan doradcą zamkowym ?
Emilia zagryzła wargi. Cholera, mogła nie zaczynać tego tematu. Darrel nie wyglądał jednak na specjalnie przejętego. Zastanowił się chwilę, po czym odparł
-Zwyczajne. Jak byłem mały, moi rodzice zginęli w…ataku. Przyszedłem więc do zamku, bo wiedziałem że będę miał tam zapewniony dom.  Znałem lorda Wirgarda już jako dziecko, ale wtedy nie był jeszcze lordem. Pierwszy raz spotkałem go w lesie…
Emilia zauważyła że nawet lady Claudia słucha.
-…walczył z łowcami głów, którzy wykończyli już jego strażników. Zabijali bogatych ludzi za bardzo wysokie pieniądze. Miałem wtedy...jedenaście lat, a lord Wirgard trzydzieści ale i tak był najmłodszym członkiem rodziny. Pewnie wyjechał na polowanie. Siedziałem wtedy na drzewie z łukiem-mój ojciec był myśliwym i chciałem potrenować, żeby móc z nim chodzić na polowania. Wjechali na polanę  i otoczyli go ze wszystkich stron. A ja ich wystrzelałem, zanim się w ogóle zorientowali kto do nich strzela-Darrel uśmiechnął się krzywo. Emilia nigdy wcześniej nie słyszała historii poznania się pana zamku i skrytobójcy. Wiedziała tylko, że zanim on wprowadził się na zamek znał już lorda- zaproponował mi współpracę. Potem pomogłem mu jeszcze w paru sprawach. Po najeździe wróciłem tam, i przyjąłem ją. Po roku został lordem, i oficjalnie zacząłem pracę tutaj.
-A ja cię nauczyłem wszystkiego-oznajmił dumnie Kwas-a ty nawet nie chcesz zagrać ze mną w kamień, papier i nożyce-dodał obrażony.
-Kwas, daj sobie spokój-Emilia starała się być cierpliwa.
-Czyli został pan doradcą nie z powodu umiejętności, tylko z powodu uratowania życia lordowi ?-wydawał się lekko zniesmaczony.
-Na początku rzeczywiście tak było. Ale potem zacząłem się uczyć swojej pracy i mogę powiedzieć, że jestem idealną osobą na moje stanowisko-uśmiechnął się dwuznacznie.
Emilia zrozumiała, tak jak wszyscy w karocy prócz Logana, że nie opowiadał o swojej pracy doradcy, tylko o pracy skrytobójczej. Westchnęła ciężko. Zastanawiała się kiedy architekt w końcu się dowie, że Darrel tylko zgrywa rolę radcy.
-Zagrajmy w kamień, papier i noż…
-Nikt nie chce grać w kamień, papier i nożyce !-wrzasnęli wszyscy w tym samym momencie.
Kwas obraził się i już się więcej nie odzywał.
W końcu, w równe południe, zauważyli majaczące się ruiny miasta w oddali. Emilia nie zauważyła, żeby te widok jakoś wpłynął na Darrela. Sama się na siebie złościła, że tak się martwi o tego idiotę, ale przyjaźniła się z nim od dziecka i znała go jak nikt inny . Lubił ukrywać swoje uczucia. I był dobrym człowiekiem (edmonem?) pomimo swojej pracy i mrocznej przeszłości. Najbardziej jednak martwiła ją przyszłość. Edmoni nie mogli zabijać bez 'kary', tak jak ludzie. Przed Wypędzeniem panowało powszechne przekonanie że bogini chciała zrobić rasę czystą, dlatego nałożyła na edmonów klątwę-każde zabójstwo zbliżało ich do śmierci psychicznej i zamiany w demona. Od ojca słyszała przypadki, jak edmon zamieniał się po jednym zabójstwie, i dopiero pytając Darrela dowiedziała się prawdy. Nie zabójstwa, ale świadomość morderstwa przyczyniała się do ich zamiany. I mimo że Darrel miał się na razie dobrze, to wiedziała że prędzej czy później się zamieni. A ona będzie musiała go zabić, zgodnie z poleceniem lorda. Wiedziała też że będzie ostrzeżona-mówiło się że edmońskie oczy są lustrem ich duszy. I było to jak najbardziej słuszne powiedzenie-bowiem zabójstwa odbijały się czerwonymi kręgami dookoła tęczówkach właściciela. Jeśli cała tęczówka pokryje się czerwienią, powstaje demon. Od szerokości tych kręgów zależą właśnie wyrzuty sumienia, ale niemożliwym jest zablokowanie ich. Emilia na razie cieszyła się, ze czerwona otoczka dookoła żółtych oczu Darrela jest wąska, ale widziała jak z każdą misją owe kręgi powiększają się i zbliżają go do śmierci, pomimo tego że Darrel specjalnie nie rozpaczał z powodu śmierci swoich celów. Dlatego starała się nie przywiązywać do niego zbytnio, ale wiedziała że jej się do nie udaje. Lubiła go, i mogła śmiało nazwać go swoim przyjacielem przez co nienawidziła jego pracy. Dlaczego, nie zostawi jej i nie wyjedzie ? Wiedziała, że skrytobójca gdyby chciał mógłby ukryć się nawet na zamku i Wirgard by go nie znalazł. Więc dlaczego z własnej woli godzi się na śmierć ? Głowa zaczęła ją boleć od tych rozmyślań, i cieszyła się że powóz powoli się zatrzymuje, odrywając ją od męczących myśli.
Wszyscy wysiedli z ulgą z karocy. Już przestało padać, i wyszło słońce. Emilia stanęła przy Kwasie i Darrelu. Cała trójka spojrzała na miasto rozpościerające się w dole. Miasto duchów. Lekki wiatr sprawiał, że popołudnie nie było aż tak upalne, jak można by się spodziewać co wszyscy przyjęli z wdzięcznością.
Pani kapitan kątem oka zauważyła że lord Wirgard, który wyglądał dumnie nawet w stroju podróżnym i kapeluszem chroniącym go przed pogodą, daje dyskretny znak skrytobójcy. Darrel kiwną głową i oddalili się poza zasięg słuchu .
-I znowu coś się święci-zapowiedział Kwas.
Emilia westchnęła tylko.
***
-Wiesz co to za miejsce ?-Lord uśmiechnął się chłodno, nawet nie spojrzawszy na skrytobójcę.
Darrel nic nie odpowiedział. Dobrze wiedział że Wirgard doskonale zna przeszłość sługi.
-Jesteśmy w Gotham. Moi ludzie przepytali tego zamachowca, i dowiedzieli się że tu była ich ostatnia baza wypadowa. Musimy przeszukać te ruiny i znaleźć dowody ich obciążające. Zrozumiałeś ?
-Tak, panie- Darrel pokłonił się-co mam przekazać  innym ?
-Powiedz im tylko że szukamy tu dowodów na używanie magii. W szczególności powiedz to alchemikowi. Jest magiem, więc jego obecność w poszukiwaniach będzie pomocna.
Słudzy przyprowadzili konia Wirgarda. Lord wsiadł na niego i spojrzał z góry na Darrela.
-I mam nadzieję, że nie będziesz okazywał zbytniej…sentymentalności co do tego miejsca.
Nie czekając na odpowiedź, lord Wirgard zawrócił wierzchowca i, razem z dwójką strażników jadących na własnych koniach, ruszył w stronę zniszczonego miasta.
  Darrel nie przejął się słowami lorda. Na dachu Daltońskiego domu przyrzekł sobie że Wirgard nie zobaczy na jego twarzy słabości. Za bardzo denerwował go drwiący uśmiech pracodawcy.
-Ruszamy na poszukiwania !-oznajmił pozostałym.
-Czego ?-Spytała jednocześnie cała czwórka.
-Czegoś co ma jakiś związek z magią.
-To znaczy że będziemy musieli grzebać w ziemi ?-wystraszyła się Claudia.
-Gwarantuję, lady Claudio że jeśli będziemy grzebać w ziemi to pani kapitan panienkę wyręczy. Jest bardzo uprzejmą osobą-Darrel ciągle nie wybaczył Emilii, za to że siadła na jego miejscu przez co on musiał siedzieć koło Kwasa.
-Świetnie-ucieszyła się Claudia.
Emilia posłała Darrelowi rozzłoszczone spojrzenie.
-Gdzie idziemy ?-wyburczała.
-Idziemy na przygodę !-zakrzyknął wesoło Kwas.
-Ten zawsze potrafi znaleźć pozytywy-powiedział rozbawiony Logan , żując swoje żółte włosy.
-Bo trzeba być pozytywnie nastawionym do życia-powiedział alchemik.
Darrel wciągnął powietrze w płuca i popatrzył na ruiny. Patrzeć na pozytywną stronę życia. Tak. Nie da się stłamsić przeszłości. Ale zmieni przyszłość. Dla siebie i dla siostry.
Nie czekając na innych, ruszył w kierunku ruin.
Czas zmierzyć się z przeszłością.

`````````````````````````````````````
Wiem że pierwsze rozdziały są dość nudne, ale lubię jak wszystko się tak powoli dzieje :) W sumie to nigdzie mi się nie śpieszy, więc czemu by nie pisać w swoim własnym tempie ? :P Kolejny rozdział może ukazać się trochę później (szkoła :c). 

1 komentarz:

  1. Twoje opowiadanie jest naprawdę dobre ;) Podobają mi się opisy, które dodajesz ponieważ nie są długie i wplatają się w powieść :) Pozdrawiam C:

    OdpowiedzUsuń