lord Wirgard Hus |
Tak więc lord rozmawiał z jakimś młodym posłańcem (co Darrel
wywnioskował po charakterystycznym żółto-czerwonym ubarwieniu szat kuriera) .
Chłopak był wyraźnie poddenerwowany, i coś ciągle tłumaczył panu, który z
widocznym trudem hamował gniew na posłańca.
-Kiedy ja mówię panie, było jak było…król sam powiedział…
-i Castor nic z
tym nie zrobił ?-wysyczał lord patrząc świdrującymi oczami na przerażonego
chłopaka
-Nnn-ie, chyba..a może zrobił ? Ni-e ! nnie wiem-kurier z
przerażenia zaczął się jąkać
-Jesteś bezużyteczny- westchnął Wirgard-wynoś się.
-Aa-a co z o-d-dpowiedzią ?-Darrel zauważył że przez całą
rozmowę nawet raz nie spojrzał na lorda
-Wynoś się.
Chłopak prawie wybiegł z gabinetu, przy okazji potykając się
o próg. Darrel nie mógł wytrzymać i zaśmiał się cicho, gdy drzwi za posłańcem
zamknęli strażnicy.
-Biedny chłopak-powiedział współczującym tonem-nie musiałeś
tak bardzo go przerażać, panie.
Wirgard zignorował to, i zamoczywszy pióro w atramencie
zaczął pisać coś na papierze. Darrel domyślił się, że była to odpowiedź, którą
oczekiwał kurier.
-Od dawna tu jesteś ?
-Od jakiś pięciu minut.
-Słyszałeś wszystko ?
-Tylko końcówkę. Przekażesz wiadomość temu chłopakowi ?-
Darrel spojrzał na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął przerażony posłaniec.
-Odpowiem Castorowi, ale nie przez tego durnia.
Darrel wiedział też, że nie przez niego. Spotkanie się
Darrela z królem byłoby jednoznaczne z podpisaniem wyroku śmierci zarówno na
siebie, jak i na Wirgarda. Dwadzieścia lat temu w Langwederii zapanował chaos,
i główną winę zrzucono na inne rasy- przede wszystkim na edmonów jako iż ich
najbardziej się bano. A strach rodzi nienawiść. Tak zaczęło się Wypędzenie-które
właściwie powinno nazwać się Mordowaniem. Król wyznaczył ceny za każdą
głowę nie będącą ludzką głową. Panująca
wówczas bieda na Kontynencie sprawiła, że za Langwederią poszły także inne
państwa i rasy tam żyjące znalazły się na granicy wymarcia. Sam Darrel cudem
przeżył, właśnie dzięki Wirgardowi z którym to zaczął współpracę w dniu w
którym młody wówczas lord sprowadził go na zamek. Darrel, który był edmonem, w
trakcie swoich misji spotykał inne rasy
żyjące w utajeniu w innych miastach. Ale nigdy nie spotkał innego edmona, mimo
iż przez cały czas ich szukał. W końcu pogodził się z myślą, że jest prawdopodobnie
jedynym żyjącym przedstawicielem swej rasy, którą tak zapamiętale tępiono. Była
też jeszcze jedna osoba, ale Darrel starał się o niej nie myśleć. Szczególnie
przed lordem, który wyraźnie orzekł iż żadnego innorasowca, prócz Darrela nie
zamierzał tolerować.
-Misia zakończyła się powodzeniem ?-Wirgard przerwał
rozmyślania Darrela
-Jeszcze nie.
Darrel zauważył że lord lekko uniósł brwi
-Nie ?
-Nie. Jutro wieśniaczka i dzieciaki zapadną na bardzo
poważną chorobę, która jednak nie jest zaraźliwa. Oczywiście, nikt nie zauważy
że była ona spowodowana jedzeniem. Za tydzień cała trójka będzie gryźć kwiatki
od spodu, i nikt nawet nie będzie podejrzewać że nie była to śmierć naturalna.
Dla skrytobójcy najważniejsza była dyskrecja. Oczywiście Wirgard
nigdy nie mówił, aby zlikwidować cel dyskretnie, ale Darrel „jawne zabójstwo”-z
użyciem noża, łuku czy innych narzędzi, uważał za amatorszczyznę. I ściąganie
niepotrzebnej uwagi w jego stronę.
-Ciekawy sposób-Wirgard zwinął list i przybił go Husowską
pieczęcią-A jeśli ktoś zje te owoce ?
-Nie sądzę by to zrobił, panie. A nawet jeśli, to-Darrel
uśmiechnął się pod nosem-strata jednego chłopa nie byłaby aż tak dotkliwa. I
przyda wiarygodności tej „chorobie”, prawda ?
Lord Wirgard wstał, odsunął szufladę biurka po czym wyjął z
niej mieszek złota i wręczył go Darrelowi
-Nie mam pojęcia na co ty to wydajesz-oznajmił sucho-ale
umowa, to umowa, prawda ?
Darrel lekko pokłonił się przed swoim pracodawcą
-Tak jest.
-Możesz już odejść. I przy okazji zawołaj Tomasza. To mój
jedyny kurier, ale przynajmniej nie wygląda jak osioł chodzący na dwóch nogach,
w przeciwieństwie do tamtego idioty.
Darrel znów się pokłonił i wyszedł z gabinetu. Żaden
strażnik nie był zaskoczony tym nagłym pojawieniem się edmona. Wszyscy na zamku znali tożsamość
Darrela, ale nikt nie pisnął ani słowa. Przysięga wobec lorda, i świadomość że
długo nie pożyliby gdyby wydali Darrela skutecznie trzymała im języki za
zębami.
Poprosił jednego z wartowników o przekazanie wiadomości owemu Tomaszowi, po czym wyszedł na główny korytarz.
Poprosił jednego z wartowników o przekazanie wiadomości owemu Tomaszowi, po czym wyszedł na główny korytarz.
Mężczyzna zauważył, że za dwie godziny rozpocznie się pora
kolacyjna. Zgodnie z tradycją kolację jedli wszyscy razem na zamku-od służek aż
do pana domu. Darrel oficjalnie w zamku był doradcą, i czasami tę funkcję
pełnił. Ale Wirgard rzadko potrzebowało doradcy, dlatego jego funkcja była
jedynie umowna i stanowiła świetny pretekst do spotkań skrytobójcy z lordem.
Darrel chciał pójść do Kwasa, i pewnie zrobiłby to, gdyby
nie śpiesząca się brązowowłosa postać na którą wpadł zaraz za zakrętem, i którą
musiał podtrzymać, boby spadła ze schodów.
-Kapitan Emilio-oznajmił zdumiony. Widocznie za bardzo
zamyślił się, bo najpewniej słyszałby kroki pani kapitan zanim na nią wpadł.
Szczególnie że była ubrana w strój kapitana gwardii zamkowej, który był strojem
ciężkim i hałaśliwym, ale w jakiś sposób pasował do ładnej twarzy Emilii.
-Darrel-oznajmiła lekko oszołomiona stłuczką- znów włazisz
mi w drogę.
-Śmiem twierdzić, że to pani zawsze wchodzi mi w
drogę-powiedział rozbawiony jej miną, która zawsze gdy go spotkała była
zirytowana. Puścił ją widząc, że odzyskała stabilność. Darrel miał równowagę we krwi, więc nawet się
nie zakołysał.
Darrel zauważył, że podczas ich zderzenia upuściła jakiś
zwój, więc podniósł ją i podał zezłoszczonej dziewczynie. Wyszarpnęła mu zwój z ręki
i wsadziła za pasek spodni, po czym ruszyła przed siebie. Darrel, z braku
innych zajęć postanowił pójść z nią.
-A więc wróciłeś z misji ? Prawie cię nie poznałam w tym
kostiumie.
Skrytobójca zaśmiał się i zdjął słomiany kapelusz z głowy- prawie
o nim zapomniał.
- Zdarzyło się coś ciekawego, kiedy mnie nie było ?-spytał
zaciekawiony
Emilia zastanowiła się, nie przerywając marszu
-Mamy nowego zbrojmistrza, nazywa się Logan, i jest obcokrajowcem. Wygląda na
porządnego człowieka, ale na jak na mój gust jest trochę zbyt miły. A Kwas
znowu podpalił laboratorium, i musi na razie zadomowić się w pokoju gościnnym.
-A co on znowu zrobił ?
-Kwas ciągle coś robi-pani kapitan się zaśmiała-tym razem
próbował znaleźć odporne na ogień spodnie. Przy okazji, osmolił sobie nogi.
Darrel skrzywił się. Nogi alchemika i bez tego wyglądały
okropnie, co Darrel często miał okazję zaobserwować jako iż Kwas ciągle nosił
przykrótką togę, sięgającą mu co najwyżej do kolan.
-To mieszka teraz w
pokoju gościnnym ?-Darrel nie zdziwił się. Kwas uwielbiał eksperymenty, pomimo
tego że miał on już sześćdziesiąt lat i powinien się unormować.
Kwas zawsze mieszkał i spał w swoim laboratorium, na materacu.
Samo laboratorium przylegało do Sali Audiencyjnej, najważniejszego miejsca na
zamku, jako iż alchemik był także medykiem co sprawiało, że jego obecność
blisko lordowskiego tronu była obowiązkowa.
-Mieszka, ale na krótko. Ciągle zrzędzi na przeciągi w tym
pokoju. Sąsiaduje z lady Claudią, co ją też denerwuje .
-Kwas ciągle coś wysadza ?
Emilia zaśmiała się.
-Właśnie.
Zostawił panią kapitan przed wyjściem na dziedziniec i
poszedł do swojego pokoju. Pokój Darrela mieścił się na samym końcu korytarza w
sekcji gościnnej i z pozoru nie wyróżniał się niczym-kamienne ściany, dywan,
okno, zwykłe dwuosobowe łoże z
baldachimem, kominek, komoda, lustro i szafa. Jednak Darrel w wieku dziesięciu
lat odkrył powód, dlaczego lordowi tak zależało na umieszczeniu go w tym, a nie
innym pokoju-znajdowały się tu tajne przejścia, niewidoczne dla oka. Pierwsze
które odkrył odblokowywało się poprzez przekrzywienie obrazu wiszącego na ścianie w prawą stronę i
prowadziło do zagraconego pokoju, który kiedyś prawdopodobnie służył za
składownię bo ciągle walały się po niej stare papiery, zardzewiałe zbroje i
zniszczone meble. Prawdopodobnie podczas któregoś z remontów zamku, zamurowano
drzwi do składowni i tak już zostało. Dziesięcioletni wówczas Darrel bojąc się
spać w swoim łóżku, zaczął tam sypiać aż do momentu w którym został obudzony
przez stadko szczurów, które zadomowiły się w tym miejscu.
Pokój Darrela |
Darrel westchnął i wszedł do łazienki. Każdy pokój gościnny
miał łazienkę, a jego była wyjątkowo ciasna i brzydka. Zmył farbę z włosów i
twarzy, oraz wypłukał zęby tak, że powróciły do swojego naturalnego, białego
koloru. Potem przebrał się w swój zwyczajowy strój skórzany. Przy okazji musiał
powyciągać wszystkie bronie poukrywane w chłopskim stroju, po czym wsadził
wszystko do jakiegoś ręcznika wiszącego na wieszaku i wyszedł z łazienki.
Otworzył przejście prowadzące do składowni. Zmieniła się przez te wszystkie
lata-mimo że ciągle była pozawalana, Darrel od czasu do czasu sprzątał ją,
dzięki czemu nie było na niej grubej warstwy kurzu. Biurko też było
wysprzątane, no i nie było już ciemno, bo Darrel przeszmuglował tu lampę oliwną
która oświetlała pomieszczenie. Gdy uczył się sztuki trucicielstwa od Kwasa,
jego królikami doświadczalnymi były szczury co prawie doprowadziło do ich
wyginięcia. W końcu odkrył gniazdo szczurów i wybił wszystkie, prócz jakiegoś
szczurzego niemowlęcia które pomimo bycia niesamowicie brzydkim, jego
zachwyciło. Darrel wychował i wytresował szczura, dając mu na imię Mariusz po
kucharzu który go przypominał. Szczur był jego posłańcem, i przenosił różne
rzeczy do miejsc które wskazywał mu Darrel. Mariusz zawsze pokazywał się w nocy,
dlatego też mężczyzna nie robił sobie nadziei na spotkanie pupilka teraz.
Otworzył szafę, i poodkładał wszystkie bronie na swoje
miejsca, przy okazji dokonując kontroli amunicji. Trucizny mu się prawie
skończyły, a strzał do łuku prawie nie było widać. W końcu wsadził w but
ulubiony sztylet i opuścił pomieszczenie.
Ruszył do Kwasa z zamiarem uzupełnienia mikstur. Jak
przypuszczał stary alchemik znów siedział w swoim pokoju. Ale nie siedział, jak zauważył Darrel,
tylko spał. Chrapał tak głośno, że Darrel nie dziwił się wściekłości Claudii,
mimo że za nią nie przepadał. Podszedł do alchemika i szturchnął go lekko.
-Kwas, podnoś dupę z krzesła-szturchnął znowu alchemika,
który szybko się obudził. To była jedna z zalet medyka-potrafił w sekundę się
obudzić. I ku irytacji Darrela w sekundę znów zasnąć, co właśnie przed chwilą
zademonstrował.
Zostawił śpiącego Kwasa w spokoju i podszedł do jego szafek
ze składnikami, po czym odblokował ukrytą półkę. To była półka na wszelkiego
rodzaju trucizny, środki odurzające i inne mikstury potrzebne mu w jego
misjach. Zabrał trochę i przelał do fiolek przymocowanych do wnętrza jego
płaszcza. Fiolki były z lekkiego żelaza, więc nie było ryzyka że się stłuczą.
Darrel zamknął szafkę i wyszedł z pokoju śpiącego alchemika.
Za pół godziny zacznie się kolacja. Jako iż Darrel nie przepadał za chodzeniem
po korytarzach (gdzie mało osób go lubiło, i większość służących się go bała)
zwykle podróżował po belkach podtrzymujących strop, a były one w każdym, nawet
w najmniejszym pokoju na zamku.
Darrel wziął rozbieg, ignorując wytrzeszczającą oczy
pokojówkę, odbił się od ściany złapał
się za belki i wgramolił na nie. Lubił tędy chodzić-nikt go nie widział (w
zamku nie było żyrandoli, dzięki czemu góra była zawsze ciemna i nieoświetlona),
wszędzie mógł się dostać, no i posłuchać ciekawych rzeczy.
Właśnie, zmęczony długą jazdą, postanowił uciąć sobie
drzemkę nad Salą Audiencyjną, gdzie się znajdował, kiedy przeszkodził mu w tym
lord Wirgard wchodząc do pokoju z dwiema innymi osobami. Darrel nigdy nie
ingerował w sprawy polityczne lorda, wiedząc że to wykracza daleko poza jego
obowiązki i już chciał się wynieść kiedy coś kazało mu się zatrzymać. Przyjrzał
się obecnym. Były to dwie osoby-kobieta w stroju krainy Lustra, i mężczyzna
ubrany całkowicie na czarno, z kapturem zasłaniającym twarz.
-Jak udała wam się podróż?-spytał lord Wirgard, zdejmując
rękawice i siadając przy okrągłym stole. Kobieta i mężczyzna siedli po jego obu
stronach.- Przyznam się, że zakoczyła mnie wiadomość o waszym nagłym przyjeździe tutaj.
- Była udana. Na początku było okropnie gorąco, ale już się
przyzwyczailiśmy do tego klimatu-kobieta miała lekko syczący głos. Darrel
stwierdził, że wygląda na jakieś trzydzieści lat.
-Niech się panna nie martwi, dopilnuję żeby w waszych
pokojach została utrzymana stosowna temperatura powietrza.
Darrel znał ten przyjazny ton Wirgarda. Używał go wobec
każdego, chcąc wywrzeć na nim dobre wrażenie.
-Nie trzeba-kobieta uśmiechnęła się przymilnie-nie
zatrzymamy się na noc.
Zakapturzony mężczyzna ciągle się nie odzywał.
-Twój przyjaciel nie jest, jak na dyplomatę, rozmowny-
zauważył lord-czy coś mu dolega ?
-Fransis nie lubi mówić. Jest raczej w formie ochrony-zaszczebiotała
kobieta. Wstała okrążając lorda, i
stanęła za jego plecami-prawda, Fransisie ?
Mężczyzna skinął głową.
Darrel nagle zauważył lekki ruch przy rękawicy Fransisa.
Niedostrzegalny dla nikogo innego. Sam nie wiedząc, co robi wyjął sztylet i ze
wzmożoną ostrożnością przyglądał się gościom.
-Czy mogę prosić o zajęcie miejsca ? Nie lubię gdy ktoś mówi
do mnie stojąc za moimi plecami.
Oho, Wirgarda zaczęli denerwować owi goście. Darrel pokręcił
z rozbawieniem głową.
Nagle Darrel poczuł to bardzo wyraźnie. Nie był to wiatr,
ale coś owiało mu twarz. Mężczyzna tylko raz czuł coś podobnego, i zwiastowało
to kłopoty. Magia.
-Obawiam się, Wirgardzie, że niedługo nikt do ciebie nic nie
powie-z tymi słowami uniosła nóż, który nagle zmaterializował się w jej ręce. W
tym samym momencie Fransis, machając dziwnie rękami, stworzył coś co oględnie
można było nazwać przezroczystymi drzwiami.
Darrel nie czekał. Strażnicy zaingerowaliby za późno, więc wziął
szybki zamach swoim jedynym sztyletem i posłał go prosto w czoło zaskoczonej
kobiety. Padła na ziemię. Darrel w tym samym czasie zeskoczył z belki na maga i,
łapiąc czarodzieja za szyję , skutecznie przydusił go do ziemi. Słyszał że
jeśli czarodzieje nie będą mogli ruszać rękoma, to nic nie zdziałają więc
unieruchomił mu też ręce. Szarpał się trochę, ale dał sobie spokój. Drzwi
stworzone przez Fransisa rozpłynęły się w powietrzu.
Strażnicy dopiero teraz dobiegli do lorda Wirgarda, który
był lekko zaskoczony i solidnie wściekły. Z całej siły kopnął wytrzeszczoną ze
zdziwienia twarz martwej kobiety, po czym podszedł do szarpiącego się maga.
Pstryknął na strażników, którzy podnieśli go z ziemi zaraz
po tym jak Darrel z niego zszedł, i powiązali mu ręce i usta sznurem. Musieli
przy tym odchylić kaptur, i oczom Darrela ukazała się twarz ludzka z białymi
oczodołami, bez ust i nosa. Nie stanowiło to przyjemnego widoku.
-Zabrać go do celi-zarządził wściekły lord-zaraz tam
przyjdę.
Darrel skrzywił się , i podczas gdy strażnicy ciągnęli
szarpiącego się więźnia do drzwi piwnicznych, odzyskał swój sztylet z czoła kobiety i wytarł
go o jej ubrania. Nóż który trzymała w ręce też znikł. Darrel domyślił się iż
był on częścią jakiegoś zaklęcia.
-Czy kazałem ci, żebyś tu przyszedł ?-Wywarczał w stronę
Darrela
-Nie, panie-Darrel się pochylił-siedziałem tutaj, kiedy tu
weszliście, wasza lordowska mość. Miałem wyjść, ale wydali mi się podejrzani,
więc zostałem.
Wirgard patrzył przez chwilę z wściekłością na skrytobójcę,
po czym machnął rękoma i odwróciwszy się bez słowa opuścił pomieszczenie.
Darrel nie spodziewał się podziękowań. Nie przepadał za
swoim pracodawcą, ale dzięki niemu wciąż żył, więc wywiązywał się ze swoich
obowiązków. Śmierć Wirgarda to byłaby też śmierć Darrela. Najstarsza córka
lorda, Claudia, nie cierpiała Darrela i ze wzajemnością, i nie potrzebowała
skrytobójcy tak więc Darrel szybko straciłby i dach nad głową, i pracę co
wiązałoby się ze śmiercią-albo głodową, albo z rąk żołnierzy. Oczywiście mógłby
ukryć się u któregoś z jego znajomych, ale nie na zawsze. Skrytobójca miał swój
honor, i wolałby zginąć niż żyć jako ciężar i gęba do wykarmienia.
Darrel wyszedł z Sali, i poprosił służącą o posprzątanie tam.
Skinęła głową wystraszona, i pobiegła w tym kierunku. Darrel współczuj jej tego
co tam znajdzie, ale (z tego co pamiętał) na zamku sprzątało się gorsze rzeczy.
Przypomniał sobie nagle o kolacji, która ciągnęła się już jakieś dwadzieścia
minut i ruszył do Sali Jadalnej.
Wszedł tam, jak gdyby nigdy nic( czym najwyraźniej zdenerwował członków
rodziny Husów), i przeprosił za spóźnienie. Darrel przypomniał sobie że jakiś
kodeks dworzański mówił że lepiej w ogóle nie przychodzić jeśli się jest tak
bardzo spóźnionym, i nie zajmuje się wysokiej pozycji, ale nie dbał o to.
Zajął swoje zwyczajowe miejsce, pomiędzy Emilią (która
rozmawiała z siedzącym naprzeciwko sir Victorem, kuzynem lady Anny, i zignorowała
przyjście Darrela), a złotowłosym, piegowatym młodzieńcem, prawdopodobnie nowym
zbrojmistrzem Wirgarda. Poprzedni zmarł na „chorobę” (Albo raczej na truciznę,
ale taki los czekał szpiegów na zamku lorda). Najwidoczniej ów Logan przybył w
czasie jego nieobecności, bo nie mieli okazji się poznać. Zauważył że lorda
Wirdegarda nie ma na sali, co go niespecjalnie zdziwiło.
Kwas, siedzący naprzeciwko, wyraźnie ucieszył się z
obecności Darrela
-Darrel ! Wróciłeś już ?
-Jakieś trzy godziny temu-westchnął Darrel
-To czemu mnie nie odwiedziłeś ?-Wydawał się trochę
obrażony. Darrel zauważył że zbrojmistrz z ciekawością przysłuchuje się
rozmowie.
-Próbowałem cię obudzić, ale się nie dałeś. Przy okazji,
strasznie chrapiesz.
Kwas chciał coś odpowiedzieć, ale łyżka upadła na ziemię
więc schylił się żeby ją podnieść.
-Chyba nie mieliśmy okazji się poznać-zagadnął go w tym czasie
Logan-jestem Logan Nenmery, nowy zbrojmistrz i architekt lordowski. A pan jest doradcą, sir
Darrelem…?
-Darrelem Landers. Bez „sir”-uśmiechnął się uprzejmie do
Logana, który odpowiedział tym samym. Darrel nie wyczuwał w nim fałszu. Ani też
niechęci wobec niego. Prawdopodobnie nikt mu jeszcze nie powiedział czym
zajmuje się Darrel, ani kim jest. Wiedział że służący boją się nawet o nim
rozmawiać, a co dopiero go obmawiać. Pewnie myślą że Darrel podrzyna gardło
każdej osobie, która wypowie o nim choć jedno złe słowo.
-I jak się podoba zamek, Loganie?
-W środku jest bardzo ciepły, ale na zewnątrz jest strasznie
ponury. Szczególnie jeśli patrzy się na niego z miasteczka. Wygląda wtedy jak
siedziba rodu wampirów.
Darrel zaśmiał się i napił się wina
-Fakt, mogliby go choć trochę rozweselić. Co myślisz o
pomalowaniu ścian na tęczowo ?
Logan przewrócił oczami.
-To ja już wolę tak jak jest teraz-zaśmiał się-Może tylko mi
się wydaje, w końcu przyjechałem tu stosunkowo niedawno i się nie oswoiłem z
klimatem Langwederii. W Palmedilium nic nie budują z kamienia, wszystko jest
szklane- wzruszył ramionami i ugryzł kurczaka. W tym czasie Kwas w końcu wylazł
spod stołu. Darrel nawet nie pytał co Kwas tam robił, pewnie odkrył jakiś
interesujący wzorek na wewnętrznej stronie ławy.
-Widzę że już się poznaliście-powiedział wesoło Kwas-Logan jest
w twoim wieku, Darrel, możecie się zaprzyjaźnić, prawda ?-miał taką minę, jakby
przed chwilą podarował Darrelowi wyjątkowo pyszny kawałek czekolady.
-Nie uważasz że jestem trochę za stary na to, żebyś szukał
mi przyjaciół, Kwas ?
-Synku, każdy czasem
potrzebuje wsparcia jakim jest
przyjaciel-zawyrokował medyk mądrzącym się głosem.
-On jest twoim ojcem ?-Spytał
zszokowany zbrojmistrz-Nawet nie jesteście podobni.
-Bo nie jest moim ojcem-oznajmił
zirytowany Darrel-po prostu jest dziwny.
-Ja cię wychowałem, więc mogę
nazywać cię synem, knypku-zawołał rozeźlony
alchemik
-Przestańcie się drzeć, ludzie na
was patrzą-wysyczała w ich stronę Emilia
-Następna niewdzięcznica !-tym razem
do niej doczepił się Kwas-kiedy ostatnio powiedziałaś do mnie „tato” ? Ja cię
tu na zamku wychowałem, oswoiłem…
-Miałam ojca i pamiętam go bardzo
dobrze-oznajmiła chłodno Emilia-a na zamku mieszkam od szesnastego roku życia,
więc trochę za późno na tatusiowanie, Kwas
-No nie wierzę !-zawołał-i
jeszcze mi się wypiera ! Naprawdę, zero szacunku do ojca nie masz…
Darrel zignorował kłótnię Emilii
z Kwasem i zwrócił się w stronę zbrojmistrza
-A więc będziesz wyrabiał dla
mnie bronie ?-Spytał Logana, który z ciekawością przyglądał się kłótni.
-Tak jest. Szczegóły dostałem od
pana lorda Wirgarda. Ale po co, jeśli mogę pana zapytać, doradcy są tak
różnorodne bronie ? –Darrel zauważył że Logan chyba za cechę nadrzędną postawił
sobie uprzejmość, bo nie robił nic nieuprzejmie-nawet pił z uprzejmością.
-Czasami słowa nie wystarczają, i
wtedy trzeba użyć mocniejszych środków-zainsynuował Darrel
-Aa, czyli do obrony ? Praca
doradcy musi być ciężka. Szczególnie jeśli podróżuje się tyle co pan.
Widocznie nie złapał aluzji.
-Nie mów do mnie „pan”. Jestem
Darrel.
Zbrojmistrz patrzył na niego
chwilę. Pewnie uważał, że jeśli jest on doradcą to trzeba go obsypywać
tytułami. A to było krępujące.
-Darrel-powiedział przyjaźnie.
Widocznie polubił Darrela.
W tym samym momencie ktoś szturchnął go w plecy. Darrel
odwrócił i ze zdziwieniem spostrzegł że był to najmłodszy syn lorda, Edmund. Wyglądał
na bardzo dumnego z siebie.
-W końcu mi się udało-oznajmił radośnie
-Co ci się udało ?-Spytał z rozbawieniem Darrel. Edmund był
jedynym członkiem rodu Husów, którego Darrel lubił. Cała reszta, według niego, była bandą rozpieszczonych gówniarzy. Pewnie i Edmund byłby taki,
gdyby pewnego razu Darrel nie ocalił mu życia, szybko wyciągając go spod
nadjeżdżających kół powozowych. Od tego czasu Edmund traktował skrytobójcę jak
swojego mistrza, i ideał godny naśladowania.
-W końcu się do ciebie podkraść i cię zaskoczyć-oznajmił z
dumą, tak jakby właśnie został mianowany nowym królem Langwederii.
-Dobra, udało ci się-przyznał mu rację Darrel-ale drugi raz
już mnie nie zaskoczysz.
-Zaskoczę !
-Przekonamy się- Kątem oka zauważył że lady Anna przygląda
się synowi i Darrelowi ze źle ukrywaną złością. Widocznie nie życzyła sobie, żeby jej syn rozmawiał ze
skrytobójcą.
-I mam dla ciebie to-oznajmił konspiracyjnym tonem
siedmiolatek i wetknął mu w rękę zwinięty liścik. Darrel podziękował mu, i
rozwinął liścik tak, żeby nikt prócz niego go nie przeczytał
Przyjdź do gabinetu.
Natychmiast.
Lord Wirgard Hus.
Darrel uniósł brwi i wstawszy, pożegnał się ze wszystkimi. Wyszedł, zmierzając do gabinetu lorda. Ciekawy był, co tym razem przygotował
dla niego Wirgard.
`````````````````````````````
Jak widzicie nowy rozdział opublikowałam wcześniej, bo w niedzielę prawdopodobnie nie będę miała czasu :) So, enjoy ! :]
Opowiadanie bardzo fajne i momentami humorystyczne :) Mam jednak małą uwagę: Za dużo razy używasz imion, czasem po prostu je omiń C:
OdpowiedzUsuńOk, spróbuję :D Chociaż uważam że imiona sprawiają że bardziej związujesz się z bohaterem :) I lepiej brzmi :'powiedział Darrel', niż 'on powiedział'. Pozatym czasami nie wiadomo o kogo chodzi, i użycie imion jest niestety przymusem :) Ale dzięki :]
OdpowiedzUsuńSorino!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za komentarz na www.second-start.blog.pl- sprawił mi dużo radości i zdecydowanie poprawił humor:)
Weszłam na Twojego bloga, by poinformować Cię, że mam zamiar przeczytać to, co zamieszczasz u siebie na blogu, ale proszę o... czas. Wracam do blogowego świata po miesięcznej przerwie, nadal rozliczam się z sesją i mam straaaszne opóźnienia w komentowaniu blogów. Ale do końca lutego mam zamiar się z tym uporać;)
Pozdrawiam serdecznie!
Dziękuję, Kapturku :) Uwielbiam twojego bloga, jest niesamowity ^^ I byłabym bardzo wdzięczna gdybyś chciała przeczytać mojego :) Powodzenia w sesji :))
Usuń